Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Kobiety w ciąży niemile widziane w USA

Donald Trump od dłuższego czasu walczy z turystyką urodzeniową. Donald Trump od dłuższego czasu walczy z turystyką urodzeniową. Smarterpix/PantherMedia
Kobiety planujące podróż do USA z krajów nieobjętych programem ruchu bezwizowego muszą uważać, żeby przypadkiem nie zajść w ciążę. Bo mogą nie zostać wpuszczone. To najnowszy pomysł administracji Trumpa.

Administracja Donalda Trumpa ogłosiła, że jeżeli ubiegające się o wizę panie w wieku reprodukcyjnym wzbudzą podejrzenia w konsulacie, że są brzemienne, to mogą wizy nie dostać. Prezydent od dłuższego czasu walczy ze zjawiskiem zwanym birth tourism. Turystyka urodzeniowa polega na tym, że kobiety z całego świata przyjeżdżają do USA po to tylko, żeby urodzić dziecko i w ten sposób zapewnić mu amerykańskie obywatelstwo. Rzeczniczka Białego Domu Stephanie Grisham stwierdziła, że takie praktyki stwarzają ryzyko dla „bezpieczeństwa narodowego”. Pani Grisham nie pierwszy raz się ośmiesza.

Czytaj także: Trump chce radykalnie zreformować imigrację

Amerykańskie prawo ziemi

Prawo amerykańskie automatycznie przyznaje obywatelstwo każdemu, kto się tam urodził. Gwarantuje to 14. poprawka do konstytucji, uchwalona w 1868 r., która miała w ten sposób zapewniać prawa obywatelskie dopiero co wyzwolonym po wojnie secesyjnej niewolnikom. Objęła ostatecznie wszystkich urodzonych na ziemi amerykańskiej, czyli dzieci imigrantów: legalnych i nielegalnych. Oraz dzieci przyjezdnych z rozmaitych powodów i tylko na jakiś czas. Od lat korzystają z tego przybysze z krajów biedniejszych albo mało atrakcyjnych z innego powodu.

Turystyka urodzeniowa przybrała formy zinstytucjonalizowane. Powstały szemrane firmy oferujące kobietom przyjazd do USA jedynie po to, by tu urodzić i wrócić do ojczyzny. Za kwoty rzędu 80–100 tys. dol. obiecują załatwić wizę, zorganizować poród, opiekę lekarską i zakwaterowanie, a nawet pomoc w zakupach.

Reklama