Źle się dzieje w obozie amerykańskich demokratów marzących o pokonaniu Donalda Trumpa w tegorocznych wyborach. Po pierwszych partyjnych prawyborach w stanie Iowa 3 lutego organizatorzy nie byli w stanie ogłosić ich rezultatów nawet nad ranem następnego dnia. Od kiedy sięgam pamięcią – a zawodowo śledzę amerykańskie wybory od ponad 30 lat – nie zdarzyło się to nigdy przedtem. Co prawda w 2012 r. początkowo ogłoszony zwycięzca Partii Republikańskiej Mitt Romney musiał ustąpić z pierwszego miejsca na podium, bo okazało się, że najwięcej głosów zdobył Rick Santorum.
Teraz podobno zepsuła się aplikacja zbierająca wyniki z poszczególnych okręgów i zablokowały się telefony. To zabawne, bo prawybory w Iowa, rolniczym stanie na Środkowym Zachodzie, odbywają się w nietypowej formie tradycyjnych zebrań mieszkańców (tzw. caususses, konwentykli), którzy agitują za swoimi kandydatami i głosują na nich w sposób nieco staroświecki. Ale dotychczas nie było problemów z rozstrzygnięciem, kto wygrał, i to mimo dziwacznych, skomplikowanych reguł liczenia głosów. Aż w końcu nawaliła najnowsza technika!
Czytaj też: Czy Donald Trump ma z kim przegrać?
Demokraci boją się wygranej Sandersa
Fiasko kompromituje organizatorów, a skutki są fatalne dla całej partii. Szef kampanii wyborczej Trumpa Brad Parscale nie omieszkał zatweetować: „Demokraci nie potrafią nawet pokierować prawyborami, a chcą kierować rządem. Nie, dziękuję”. Poużywa sobie na nich sam prezydent, który uwielbia wyzłośliwiać się na przeciwnikach. Nieudolność to łatwy cel, ale prawica wykorzystała potknięcie, by zasugerować, że bałagan może być pozorny, a jego przyczyna poważniejsza – sekretne manipulacje lub fałszerstwa demokratycznego establishmentu, by odebrać wygraną senatorowi Berniemu Sandersowi, nieformalnemu przywódcy partyjnej lewicy.
Sondażowe notowania Sandersa, który sam określa się „socjalistą”, rosną od kilku tygodni, także w Iowa. Szefów partii wprawia to w popłoch, że może zwyciężyć w wyścigu o nominację, a jako względny radykał nie ma ich zdaniem szans na zdobycie głosów większości Amerykanów. Senator i jego ludzie skarżyli się już, że konkurenci stosują bliżej niesprecyzowane nieuczciwe metody walki wyborczej – co nagłaśniają konserwatywne media – ale nie ma na to dowodów.
Czytaj też: Bernie Sanders chce być prezydentem USA
Słaby faworyt z Iowa. Albo dwóch
We wtorek wieczorem oznajmiono, że według częściowych wyników – po przeliczeniu 62 proc. głosów – najwięcej delegatów na krajową konwencję przedwyborczą zdobył nieoczekiwanie „burmistrz Pete”, czyli 37-letni Pete Buttagieg. Ale po piętach depcze mu Sanders i nie wiadomo jeszcze na pewno, kto w Iowa wygrał.
Zwycięzca w pierwszych prawyborach zyskuje zwykle psychologiczną przewagę nad rywalami, skupiając na sobie zainteresowanie mediów, i często wygrywa ostatecznie wyścig do nominacji, tak jak w 2016 r. Hillary Clinton, a w 2008 r. Barack Obama. Ale nie zawsze. Jak obliczono, zwycięzca w Iowa wygrywa potem całe prawybory w 55 proc. przypadków w Partii Demokratycznej i tylko w 47 proc. w Partii Republikańskiej (GOP). A to dlatego, że ludność tego stanu nie jest reprezentatywna dla populacji całego kraju – mieszka tam np. stosunkowo niewielu czarnych Amerykanów (3,4 proc., podczas gdy w USA ogółem – 12,7 proc.).
Fiasko prawyborów w poniedziałek sprawia, że tegoroczny triumfator może mieć jeszcze mniejsze szanse na późniejszy sukces. Wobec nieogłoszenia natychmiast, kto wygrał, uwaga mediów, samych kandydatów i ich sztabów przeniosła się już do następnego stanu, New Hampshire, gdzie demokratyczni pretendenci do Białego Domu zmierzą się za tydzień. Dlatego Sanders i Buttagieg nie mogą się tak naprawdę cieszyć ze swego sukcesu.
Czytaj też: Trump może być zadowolony po kolejnej debacie demokratów
Podzielona Partia Demokratyczna
Faworyt zdominowanego przez umiarkowanych polityków demokratycznego establishmentu Joe Biden według niepełnych obliczeń zajął dopiero czwarte miejsce. Ale tego się spodziewano, więc były wiceprezydent jest zadowolony, że fiasko z obliczaniem wyników odebrało blask rywalom. Biden liczy teraz, że jeśli nie przegra zanadto w New Hampshire – gdzie sondaże też stawiają na Sandersa – odbije sobie w Karolinie Południowej, pierwszym stanie Południa, gdzie o wyniku prawyborów decydują zwykle Afroamerykanie, w większości popierający go jako kandydata najbardziej „wybieralnego” w konfrontacji z Trumpem.
Nieszczęsny epizod w Iowa można w każdym razie uznać za przedsmak tego, co czeka nas w dalszym ciągu prawyborów. Bo Partia Demokratyczna jest podzielona, skłócona i nie ma wyraźnego lidera. Zapowiada się wyjątkowo długa walka o nominację prezydencką, która może nawet nie wyłonić kandydata do Białego Domu aż do krajowej konwencji przedwyborczej w czerwcu.
Czytaj też: Trump, niezawodny sojusznik religijnej prawicy