Porozumienie w Katarze podpisali 29 lutego wysłannik Trumpa ds. Afganistanu Zalmay Khalilzad oraz szef delegacji talibskiej mułła Ghani Baradar. Ceremonii przyglądał się sekretarz stanu USA Mike Pompeo i delegaci z blisko 30 państw. Stroną tej umowy nie jest nieuznawany przez talibów afgański rząd. Nie wysłał on tu nawet własnej delegacji. Prezydent Aszraf Ghani musiał zadowolić się podpisaną w tym samym czasie w Kabulu z sekretarzem obrony USA Markiem Esperem wspólną deklaracją. Przedstawiciele Stanów i NATO zapewniali, że nie opuszczą Afgańczyków, ale dni panowania Ghaniego wydają się policzone. Podobnie jak przesądzony jest los afgańskiej demokracji.
Czytaj też: Jak z taliba zrobić polityka
Daleka droga do pokoju w Afganistanie
Oficjalnie mowa o „porozumieniu w sprawie zaprowadzenia pokoju w Afganistanie”. Ale droga do pokoju jest jeszcze daleka. Najważniejsze ustalenia dotyczą dat i warunków wycofania obcych wojsk. Strony zobowiązują się uwolnić jeńców, a talibowie mają zostać usunięci z listy organizacji terrorystycznych ONZ.
Jeśli wszystko dobrze pójdzie, za 14 miesięcy nie będzie w Afganistanie żadnego zagranicznego żołnierza. W pierwszych 135 dniach ma wyjechać blisko 5 tys. Amerykanów (obecnie jest ich 13 tys.), proporcjonalnie zredukuje się też kontyngent NATO (z ok. 16 do 13 tys.). Reszta wyjedzie w kolejnych 10 miesiącach pod warunkiem, że talibowie podporządkują się warunkom porozumienia – nie będą atakować zagranicznych wojsk, zerwą kontakty z międzynarodowymi organizacjami terrorystycznymi i zaangażują w dialog w kraju.