Były dyrektor Exxon Mobil bez żadnego politycznego doświadczenia nie spełnił nadziei, że jego wiedza i umiejętności menedżera naftowego biznesu przydadzą się w dyplomacji. Jego główną „zasługą” pozostanie propozycja odchudzenia budżetu Departamentu Stanu o 30 procent, zablokowana przez Kongres, i wypłoszenie z resortu wybitnych specjalistów od spraw międzynarodowych.
Tillerson zawiódł Trumpa
Na Foggy Bottom (siedziba resortu) był izolowany i nie potrafił przekonująco wyartykułować celów polityki zagranicznej administracji. Zyskał opinię najgorszego sekretarza stanu w najnowszej historii Ameryki.
Przede wszystkim jednak zawiódł Donalda Trumpa, z którym – jak się okazało – zbyt wiele go dzieli. Sprzeciwiał się upragnionemu przez prezydenta zerwaniu układu nuklearnego z Iranem i forsował dyplomatyczne rozstrzygnięcie konfliktu z Koreą Północną, za co Trump beształ go w tweetach, pisząc, że „traci czas” – chociaż teraz planuje spotkanie z Kim Dzon Unem. W rewanżu niejako sekretarz stanu publicznie nazwał w ubiegłym roku swego szefa „p....ym kretynem”, co prezydent na pewno sobie zapamiętał.
Według swego rzecznika Tillerson chciał mimo wszystko zachować posadę i był zaskoczony jej utratą. Ale Trump prawdopodobnie ma rację, gdy mówi, że na politycznej emeryturze były szef dyplomacji „będzie szczęśliwszy”. Może teraz bezkarnie obdarzać prezydenta mało pochlebnymi epitetami.