Oficjalnie Boris Johnson oczywiście wypoczywa po ciężkiej infekcji. Mniej oficjalnie – rzuca na pożarcie ministra zdrowia Matta Hancocka, żeby wrócić w roli zwycięzcy, gdy zaraza będzie się mieć bardziej ku końcowi. Johnson świetnie opanował arkana PR, ale brytyjska prasa już bezwzględnie go rozlicza. Zespół tygodnika „Sunday Times” opublikował w niedzielę tekst pod wymownym tytułem: „38 dni, kiedy Wielka Brytania szła z zamkniętymi oczami prosto w szpony epidemii”.
Dziennikarze podkreślili, że premier, który sam wylądował na intensywnej terapii, długo lekceważył zagrożenie. Publikują zdjęcie sprzed Downing Street, prezentujące zabawy ze smokiem w chiński Nowy Rok. Wirus zbierał już wtedy żniwo na świecie, więc fotografia jest niezwykle symboliczna.
Czytaj też: Ile osób odzyskuje zdrowie po Covid-19? Jak szybko?
Pięć tygodni nonszalancji Johnsona
W styczniu i lutym Johnson czterokrotnie zlekceważył spotkania tajnego komitetu kryzysowego Cobra. Rzadki przypadek, gdy premier nie uczestniczy w takich naradach obok szefów wywiadu, wojskowych i ministrów. Zdecydowała oczywiście polityka. W świat miał iść komunikat o brexicie, a informacje o nieznanym jeszcze zagrożeniu nie mogły go przyćmić.
Minister Hancock wcale nie był bardziej kompetentny. Zapewniał, że niebezpieczeństwo jest dla Brytyjczyków „niewielkie”. Nie przeczytał też najwyraźniej czasopisma „Lancet” z 24 stycznia, które ostrzegało, że grozi nam pandemia porównywalna z