Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Brytyjski tygodnik: Bierność Johnsona zabiła tysiące ludzi

Boris Johnson zapadł się pod ziemię. Boris Johnson zapadł się pod ziemię. Hannah McKay / Reuters / Forum
Boris Johnson jakby zapadł się pod ziemię. Woli się nie wychylać, bo przez jego bezczynność kraj nie radzi sobie teraz z zarazą. Nie okazują mu zrozumienia dziennikarze „Sunday Times”.

Oficjalnie Boris Johnson oczywiście wypoczywa po ciężkiej infekcji. Mniej oficjalnie – rzuca na pożarcie ministra zdrowia Matta Hancocka, żeby wrócić w roli zwycięzcy, gdy zaraza będzie się mieć bardziej ku końcowi. Johnson świetnie opanował arkana PR, ale brytyjska prasa już bezwzględnie go rozlicza. Zespół tygodnika „Sunday Times” opublikował w niedzielę tekst pod wymownym tytułem: „38 dni, kiedy Wielka Brytania szła z zamkniętymi oczami prosto w szpony epidemii”.

Dziennikarze podkreślili, że premier, który sam wylądował na intensywnej terapii, długo lekceważył zagrożenie. Publikują zdjęcie sprzed Downing Street, prezentujące zabawy ze smokiem w chiński Nowy Rok. Wirus zbierał już wtedy żniwo na świecie, więc fotografia jest niezwykle symboliczna.

Czytaj też: Ile osób odzyskuje zdrowie po Covid-19? Jak szybko?

Pięć tygodni nonszalancji Johnsona

W styczniu i lutym Johnson czterokrotnie zlekceważył spotkania tajnego komitetu kryzysowego Cobra. Rzadki przypadek, gdy premier nie uczestniczy w takich naradach obok szefów wywiadu, wojskowych i ministrów. Zdecydowała oczywiście polityka. W świat miał iść komunikat o brexicie, a informacje o nieznanym jeszcze zagrożeniu nie mogły go przyćmić.

Minister Hancock wcale nie był bardziej kompetentny. Zapewniał, że niebezpieczeństwo jest dla Brytyjczyków „niewielkie”. Nie przeczytał też najwyraźniej czasopisma „Lancet” z 24 stycznia, które ostrzegało, że grozi nam pandemia porównywalna z hiszpanką z lat 1918–19 (zabiła ok. 50 mln ludzi). Nikt nie zamawiał jeszcze środków ochrony osobistej dla medyków. Gdzie był rząd? – pytają obywatele. A Londyn wysyłał wówczas środki ochrony, maski i kombinezony do Pekinu. „Możemy okryć się sławą” – mówi karykatura Hancocka na łamach „Sunday Times” do pracowników NHS. „I tylko to nam pozostaje!” – odpowiada jeden ze słuchaczy.

Zdaniem „Sunday Times” w sprawie decyzji w krytycznych pierwszych tygodniach pandemii powinno się odbyć niezależne dochodzenie. Zaniedbania rządu mogły kosztować życie tysiące Brytyjczyków. Liczba ofiar przekroczyła 16 tys., a prognozy przewidują, że może ich być dwa–trzy razy więcej. Niedawno o trzy tygodnie wydłużono czas obowiązywania rygorów. Problem w tym, że wprowadzono je zbyt późno.

„Nonszalancja cechowała władze kraju jeszcze miesiąc po 25 stycznia” – przekonują dziennikarze. Johnson zajmował się wtedy brexitem, układaniem gabinetu. Spędził prawie dwa tygodnie w wiejskim ustroniu Chevening z ciężarną narzeczoną Carrie Symonds. Nie było go widać.

Czytaj też: Kanclerz odchodzi, „Rasputin” zostaje. Jatka w brytyjskim rządzie

Polityczne zabawki Johnsona

29 stycznia wykryto dwa pierwsze przypadki Covid-19. Zakażeni byli obywatele Chin. Premier pisał wtedy efektowne przemówienie o „historycznej chwili, kiedy Wielka Brytania wystąpiła z Unii Europejskiej”. Pierwszy raz zaszczycił posiedzenie zespołu Cobra 2 marca. Wirus już wówczas szalał w Wielkiej Brytanii. Ludzie swobodnie się przemieszczali, nie zamknięto szkół, na Heathrow lądowały samoloty z Chin i Włoch.

W ubiegłym tygodniu na łamach „Sunday Times” oskarżenia pod adresem premiera wystosował jeden z doradców jego rządu: „Johnson nie chciał zrezygnować z weekendów na wsi. Pracował jak szef lokalnej rady hrabstwa sprzed 20 lat. Nie uczestniczył w żadnych naradach dotyczących sytuacji awaryjnych”. Rząd lekceważył alarmujące sygnały specjalistów i lekarzy. Już pod koniec stycznia autorytet w tej dziedzinie prof. Ferguson ostrzegał, że wirus jest niezwykle zjadliwy nawet w zestawieniu z hiszpanką (jeden nosiciel może zakazić 2,6–3,5 osób, w przypadku hiszpanki były to dwie–trzy osoby).

Kiedy już Johnson i jego rząd zainteresowali się zagrożeniem na serio, to dali się uwieść idei „odporności stadnej”. Jej entuzjastą był ponoć kontrowersyjny doradca Borisa Dominic Cummings. Dziś oczywiście wszyscy temu przeczą.

Dwie kosztowne decyzje Johnsona

Fatalnie wypada także w „Sunday Times” ocena wysiłków władz w sprawie testów na obecność wirusa. Szefowie firm zajmujących się badaniami próbek twierdzą, że rząd zwrócił się do nich dopiero 1 kwietnia, kiedy wyznaczył ambitny (i nierealistyczny) cel wykonywania 100 tys. testów dziennie do końca miesiąca.

Najbardziej będą ciążyć na Johnsonie dwie decyzje. Pierwsza to wspomniane 12-dniowe wakacje w połowie lutego. Druga to kluczenie i odkładanie twardych decyzji o zamknięciu szkół, pubów i wielkich sklepów. To opóźnienie było decydujące. Naukowcy ostrzegli, że brak ograniczeń doprowadzi do śmierci 400 tys. Brytyjczyków. Dopiero wtedy premier przystąpił do działania.

Trudno się dziwić, że woli solidnie odpocząć, zanim zmierzy się z zarzutami bezczynności i niefrasobliwości. Przecież jest człowiekiem i powinniśmy mu współczuć, a nawet modlić się o jego zdrowie.

W Wielkiej Brytanii do dziś potwierdzono 100 tys. przypadków zakażenia, zmarło 50 lekarzy, pielęgniarek i innych pracowników NHS. Zmarło ponad 16 tys. Brytyjczyków. Wielu z nich żyłoby nadal, gdyby nie mało odpowiedzialny rząd ręcznie sterowany przez Johnsona, gabinet bez reszty zafascynowany polityczną piaskownicą.

Czytaj też: Koronawirus pogłębia podziały na południu Europy

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną