W ostatnią niedzielę Izraelczycy wyszli na ulice Tel Awiwu, by zaprotestować przeciwko władzy. Demonstranci, których zdjęcia obiegły świat, stali w odległości dwóch metrów od siebie, mieli maseczki na twarzach. Domagali się od Ganca, by nie wchodził do rządu z premierem Netanjahu, nad którym wiszą zarzuty o korupcję i nadużycie władzy. Jego proces ma się wkrótce rozpocząć. Protestujący twierdzą, że pod pozorem walki z pandemią Bibi – jak Izraelczycy potocznie go nazywają – kradnie im demokrację.
Czytaj także: Demokracja poszła na wojnę
Netanjahu wciąż premierem Izraela
Poranne spotkanie Netanjahu i Benny′ego Ganca, jeszcze do niedawna jego głównego rywala, zakończyło się fiaskiem. Późnym popołudniem ogłoszono, że umowa koalicyjna jednak jest – powstaje „narodowy rząd nadzwyczajny”. Netanjahu pozostanie premierem przez półtora roku, po czym zastąpi go Ganc. Do tego czasu dotychczasowy lider Niebiesko-Białych będzie najpewniej ministrem obrony, a inny polityk tego ugrupowania Gabi Aszkenazi obejmie tekę ministra dyplomacji. Akurat zmiana w resorcie spraw zagranicznych może być istotna z punktu widzenia Polski. Gdy urząd sprawował Israel Kac, nasze relacje były bardziej niż napięte. Nowy szef daje nadzieję na nowe otwarcie. Aszkenazi to wojskowy, były szef sztabu generalnego (poprzednik Ganca na tym stanowisku), w polityce od niedawna, ale ktoś, kto doszedł tak wysoko w armii, sporo znaczy.
Izrael rozwiązał więc bieżący kryzys, odsuwając groźbę kolejnych, czwartych już wyborów.