Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Joe Biden, seksualny drapieżca? Demokraci mają kłopoty

Joe Biden na spotkaniu wyborczym w Iowa w 2019 r. Joe Biden na spotkaniu wyborczym w Iowa w 2019 r. Gage Skidmore / Flickr CC by SA
Jedno jest pewne – jeżeli sprawa zaszkodzi Bidenowi w wygraniu tegorocznych wyborów, to nie tyle on sam, ile przede wszystkim jego partia będzie za to odpowiedzialna.

Partia Demokratyczna marząca o skróceniu rządów Donalda Trumpa do jednej kadencji ma nowy kłopot: kandydat na prezydenta Joe Biden musi się tłumaczyć z zarzutu napaści seksualnej sprzed 27 lat. Sprawa nie jest jasna, były wiceprezydent stanowczo odrzuca oskarżenie. Jedno jest pewne – jeżeli zaszkodzi mu to w wygraniu tegorocznych wyborów, to nie tyle on sam, ile przede wszystkim jego partia będzie za to odpowiedzialna.

Oskarżycielką jest 55-letnia Tara Reade, była pracownica jego biura w Kongresie, kiedy Biden przewodniczył w Senacie komisji wymiaru sprawiedliwości. W marcu w podkaście powiedziała, że w 1993 r. na Kapitolu senator przycisnął ją do ściany, wsunął rękę pod sukienkę i włożył dwa palce do jej waginy (szczegóły za „Washington Post”). W kwietniu Biden rozmawiał z wieloma mediami, które nie pytały go o domniemamy incydent, natomiast jego sztab dementował relację kobiety. 1 maja były wiceprezydent po raz pierwszy osobiście zaprzeczył zarzutom. „Nic takiego nie miało miejsca” – oświadczył w popularnym porannym programie telewizji MSNBC „Morning Joe”.

Czytaj też: Czy Donald Trump ma z kim przegrać?

„Niewłaściwy dotyk” Bidena

W 2019 r., kiedy Biden ogłosił kandydaturę do Białego Domu, kilka kobiet zeznało, że je „niewłaściwie dotykał”, wprawiając w zakłopotanie. Wyjaśniał, że kładąc np. ręce na ich ramionach i szyi albo obejmując je bez zachęty, co dokumentowały rozmaite zdjęcia, wyrażał swój afekt dla nich – chodziło zwykle o żony zaprzyjaźnionych polityków. Obiecywał, że nie będzie tego więcej robił. Reade była jedną z tych kobiet, ale nie zarzucała wtedy Bidenowi napaści seksualnej.

Reklama