Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Trump odpuszcza walkę z wirusem, żeby ratować gospodarkę

Prezydent Trump z wizytą w Phoenix w stanie Arizona, 5 maja 2020 r. Prezydent Trump z wizytą w Phoenix w stanie Arizona, 5 maja 2020 r. Shealah Craighead / Flickr CC by SA
Prezydent USA uznał, że należy przede wszystkim ratować gospodarkę przed niewyobrażalnym kryzysem – i to nawet licząc się z zaostrzeniem kryzysu zdrowotnego.

Kilka ostatnich dni ostatecznie rozwiało wszelkie wątpliwości na temat tego, co właściwie Donald Trump myśli o pandemii koronawirusa i co jako prezydent zamierza w związku z tym zrobić. Najwyraźniej uznał, że należy przede wszystkim ratować gospodarkę przed niewyobrażalnym kryzysem – i to nawet licząc się z tym, że może to oznaczać zaostrzenie kryzysu zdrowotnego, czyli więcej zachorowań i zgonów.

Czytaj też: Dlaczego tak bogaty kraj jak USA nie radzi sobie z Covid-19

Trump rozwiąże zespół ds. walki z Covid-19?

Najpierw Trump zasugerował, że specjalny rządowy zespół ds. Covid-19 pod kierownictwem wiceprezydenta Mike′a Pence′a, złożony z ekspertów takich jak dyrektor Instytutu Alergii i Chorób Zakaźnych Anthony Fauci i koordynatorka walki z epidemią dr Deborah Birx, zakończy wkrótce działalność. Następnego dnia ogłosił, że jednak będzie pracował „bezterminowo”. Ale i zaznaczył, że skupi się teraz na „bezpieczeństwie i otwarciu” – w domyśle: gospodarki.

Pomysł likwidacji zespołu czy też tylko jego niepojawiania się na codziennych konferencjach prasowych w Białym Domu z udziałem prezydenta miał może na celu – jak przypuszcza m.in. „Los Angeles Times” – jego zniknięcie z pierwszego planu i podkreślenie odpowiedzialności federalnych agencji za stan walki z pandemią. W ten sposób byłyby one winne porażek, podczas gdy Trump przywłaszczyłby sobie zasługę ewentualnego sukcesu. Rozwiązanie zespołu miałoby w każdym razie znaczenie symboliczne – nie koncentrujemy się już na koronawirusie, co widać zabrzmiało zbyt drastycznie, miało zły wydźwięk piarowy i stąd odwołanie komunikatu.

Czytaj też: Skąd się wziął ten wirus? Ufajmy nauce, nie plotkom

Lockdown groźniejszy niż wirus?

Znamienne były także wypowiedzi Trumpa zaraz potem. W czasie wizyty w Arizonie oświadczył: „Nie możemy trzymać kraju w zamknięciu przez następne pięć lat. Musimy sprawić, żeby nasz kraj powrócił [na normalne tory?]. Ludzie umierają też w inny sposób – narkotyki, samobójstwa... I tracą pracę – musimy ją przywrócić”. A zapytany w telewizji ABC News o cenę znoszenia obostrzeń nałożonych w celu minimalizacji kontaktów międzyludzkich odparł: „Tak, możliwe, że będzie więcej zgonów”. Innymi słowy: lockdown, który spowodował zamrożenie gospodarki, jest dla Ameryki groźniejszy niż wirus, i trzeba zrobić wszystko, żeby ją ratować. Nie bacząc na ludzkie koszty.

W federalnym systemie USA restrykcje wprowadzili gubernatorzy niemal wszystkich stanów i chociaż Trump od początku kwestionował ich sens, nie mógł cofnąć tych decyzji. Rozpętał więc kampanię polityczną, pochwalając w swych tweetach pierwsze oznaki oddolnego oporu przeciw nim. I nawet gdy ogłosił wytyczne Białego Domu zgodne z obostrzeniami w stanach, nadal podsycał uliczne protesty. Ich uczestnicy, prócz transparentów z hasłami afirmacji swobód obywatelskich, które gubernatorzy ich zdaniem tłumią, wznosili banery pozdrawiające prezydenta. Źródła tych demonstracji są dwojakie – tradycyjna niechęć Amerykanów do ograniczania ich prywatnej wolności, ale też dotkliwość ekonomicznych skutków lockdownu, bo w USA skala bezrobocia jest znacznie większa niż w Europie.

Czytaj także: Inspirowana rebelia covidowa

Epidemia wcale w Stanach nie zwalnia

Według sondaży restrykcje cieszą się poparciem zdecydowanej większości Amerykanów. Rozumieją oni, że wolność, nawet w liberalnej demokracji, nie może być absolutna – jej granicą jest wolność, a także bezpieczeństwo i zdrowie innych. Ci, którzy odmawiają noszenia masek w sklepach albo używają wyzwisk, gróźb, przemocy wobec osób zwracających im uwagę czy wręcz próbujących skłonić do przestrzegania prawa, afirmują wolność, ale szkodzą bliźnim. Trump takie postawy i nastroje rozbudza i podsyca.

Obostrzenia stopniowo rozluźniają i znoszą najczęściej, choć nie tylko, gubernatorzy republikańscy. Uzasadnieniem jest wszędzie potrzeba zahamowania kryzysu gospodarki. Problem w tym, że epidemia w USA wcale nie słabnie, a eksperci ostrzegają, że uchylając restrykcje, ryzykuje się ponowny wzrost tempa zachorowań. A co gorsza, sam rząd przewiduje, że do końca maja codziennie będzie umierało na wirusa 3 tys. Amerykanów – o 70 proc. więcej niż dzisiaj. Według najnowszej prognozy do sierpnia liczba zgonów osiągnie prawdopodobnie 135 tys., co oznaczałoby dwukrotny wzrost w stosunku do ich obecnej liczby. A sprawdzonego leku ani szczepionki wciąż nie ma.

Można by powiedzieć, że Trump, opowiadając się za pierwszeństwem gospodarki nad zdrowiem, zadeklarował się po prostu jako wyznawca jednej z dwóch szkół myślenia o pandemii. Tej, która głosi, że trzeba zapobiec ekonomicznej katastrofie na skalę Wielkiego Kryzysu z lat 30., gdyż zapaść grozi także pogorszeniem się kondycji służby zdrowia, co ostatecznie też oznacza wzrost umieralności. Pogląd ten jest dość rozpowszechniony i wspiera go zwłaszcza teoria „stadnej odporności”, która postuluje, by pandemię niejako puścić na żywioł, tzn. nie ograniczać kontaktów, pozwolić zakazić się wielkiej liczbie ludzi, z których część – starzy i słabowici – umrze, ale większość się uodporni i zarazę będziemy mieli z głowy.

Czytaj też: USA, kraj ludzi źle ubezpieczonych

Niech przetrwają najsilniejsi?

Ale po pierwsze, wiązanie kryzysu gospodarki z nieuniknionym kryzysem zdrowotnym zakłada, że ochrona zdrowia nie jest bynajmniej priorytetem, a jej system to taka sama gałąź ekonomii jak każda inna. Wiadomo, że w USA na Covid-19 zapadają najczęściej biedni, Afroamerykanie i Latynosi. Można podejrzewać, że postawa zwolenników znoszenia restrykcji, nie bacząc na ryzyko nawrotu pandemii, wynika z ich mniej lub bardziej skrytego sentymentu dla społecznego darwinizmu. Niech przetrwają najsilniejsi. Poza tym warto przypomnieć, że w Szwecji, która jako jedyna w Europie postawiła na stadną odporność, liczba zgonów per capita jest dużo wyższa niż w sąsiednich krajach skandynawskich: Danii, Norwegii i Finlandii, a Wielka Brytania, która też zdawała się eksperymentować z tymi metodami, wysforowała się na czoło europejskiej stawki w statystyce zgonów. Może dlatego, że właściwie nie bardzo jeszcze wiadomo, jak to jest z tym nabywaniem odporności po zakażeniu.

Biały Dom myśli już o wyborach

A dlaczego Trumpowi tak się spieszy z odmrażaniem gospodarki? To oczywiste – wie, że jego reelekcja w tym roku bezpośrednio zależy od jej kondycji. Bezrobocie wzrosło już do 16–18 proc., a ekonomiści wróżą 20 proc. Poparcie dla prezydenta w sondażach nie przekracza 45 proc. i w paru kluczowych stanach swingujących prowadzi Joe Biden.

Trump skompromitował się zachowaniem na briefingach na temat koronawirusa i brakiem empatii. A wybory już za sześć miesięcy. To one, a nie pandemia, będą stawać się powoli głównym obiektem zainteresowania Białego Domu.

Czytaj także: Rozmyślania lekarza z Manhattanu

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną