Dane publikowane przez białoruski resort zdrowia wskazują, że co dzień przybywa w kraju koło tysiąca nowych przypadków zakażenia wirusem SARS-CoV-2. Liczba chorych przekroczyła we wtorek 38 tys.
Czytaj też: Wirus zostanie z nami na długo. Może pięć lat
Białoruś nic sobie nie robi z zaleceń WHO
Białoruś to jeden z krajów, w których wirus szerzy się najszybciej – donoszą naukowcy z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa. Trudno się dziwić: do niedawna Aleksandr Łukaszenka kwestionował zagrożenie, reakcje świata uważał za „psychozę”, krytykował kraje wprowadzające środki ostrożności, a zaniepokojonym obywatelom radził, by pracowali na polu i nie wylewali za kołnierz. Choć dzisiaj prezydent wypowiada się w innym tonie, to Białoruś wciąż nie stosuje się do zaleceń Światowej Organizacji Zdrowia (WHO).
Władze nie zamknęły granic, nie wstrzymały ani nie ograniczyły działalności części zakładów pracy, szkół, uniwersytetów czy restauracji. Nie nakazały nosić maseczek ani rękawiczek. Nie zakazały imprez masowych, ba, zorganizowały paradę w Dzień Zwycięstwa, w której 9 maja wzięło udział 4 tys. wojskowych i 11 tys. widzów. Zmieniła się tylko oficjalna narracja: władze widzą problem, Łukaszenka mówi nawet, że to jeden z najtrudniejszych momentów w dziejach państwa od upadku ZSRR. Ale nie mają obywatelom nic do zaoferowania. Naciskają tylko na służbę zdrowia.