Protestom w Stanach Zjednoczonych z Schadenfreude przygląda się Rosja. Przyczyny zainteresowania są klarowne, USA jako wciąż militarne i gospodarcze supermocarstwo ustalają zasady globalizacji, handlu, jako jedyne mają wpływy właściwie wszędzie, a przede wszystkim narzucają normy poprawności reszcie społeczności międzynarodowej, do których Rosja (i Chiny) nie mają ochoty się stosować. A kto chce pozycję Ameryki podważyć, korzysta z okazji, by jej przyłożyć.
Dlatego brutalnością amerykańskiej policji przerażony jest przywódca rosyjskiej Czeczenii Ramzan Kadyrow. Wtórują mu Siergiej Ławrow, szef dyplomacji, publicyści i politycy niższych rang. Zwykli Rosjanie, siedzący przed telewizorami od Kaliningradu po Władywostok, słyszą wzburzenie putinowskiej elity, widzą, że Donald Trump uciekł do bunkra pod Białym Domem, a Ameryka, tak chętna do łajania innych za szarganie praw człowieka, sama przesiąknięta jest niegodziwością, jest więc moralnym bankrutem.
Czytaj też: Epidemia naiwności. Rosja i Chiny usypiają naszą czujność
Ameryka daje argumenty, Chiny dają przykład
Pewnie rację mają też ci, którzy zwracają uwagę, że dynamika sytuacji w USA niesie Rosji – tak samo jak Chinom i innym reżimom niedemokratycznym – poręczne przesłanie. Skala i intensywność protestów dowodzą, że każda manifestacja, która nie jest zduszona w zarodku, nakręca spiralę przemocy i anarchię. Z tej perspektywy znacznie łatwiej uzasadnia się takie działania jak te podjęte w Moskwie, gdzie na początku czerwca, powołując się na przepisy o imprezach masowych, policja zwijała jednoosobowe pikiety przeciw aresztowaniu dziennikarza Ilji Azara.