Rządzący Brazylią prawicowy radykał o zakażeniu koronawirusem poinformował dziennikarzy osobiście. Choć przez długie miesiące próbował przekonać obywateli i świat, że pandemia to fałszywy alarm, coś na kształt spisku lewicowo-liberalnych elit połączonego z zamachem na gospodarczą niezależność kraju, dziś wystąpił już w ochronnej maseczce. Jego retoryka nie odbiegała jednak od normy. Choć od kilku dni uskarżał się na typowe dla koronawirusa objawy – kaszel, bóle mięśni, problemy z oddychaniem, gorączkę ponad 38 st. – twierdził dziś, że czuje się „normalnie”. I dodał, że chętnie udałby się z dziennikarzami na spacer, gdyby „nie zabraniali mu tego lekarze”.
Dzisiejszy pozytywny test był już czwartym, jakiemu Bolsonaro poddał się w ostatnich miesiącach. Poprzednie dały negatywne wyniki. A długo nie chciał się przebadać. Sprzeciwiał się też informowaniu opinii publicznej o stanie swego zdrowia, argumentując, że to jego prywatna sprawa. W kwietniu ujawnienia wyników zaczął się jednak domagać parlament, a zmusił go do tego Sąd Najwyższy.
Czytaj też: Pandemia? Gangi wzięły sprawy w swoje ręce
Twierdził, że koronawirus to zwykła grypa
Tym razem Jairowi Bolsonaro nie udało się uciec przed koronawirusem. Wyrastający na największego wśród światowych przywódców pandemicznego negacjonistę najpierw twierdził, że Covid-19 to zwykła grypa, której nie należy się obawiać. Z czasem jeszcze zradykalizował dyskurs, w zarazie widząc przede wszystkim zagrożenie dla i tak słabnącej brazylijskiej gospodarki.