W czwartkowym wpisie na Twitterze Donald Trump zaproponował odłożenie wyborów, które mają się odbyć 3 listopada i zadecydować o jego reelekcji. Uzasadnił to pandemią koronawirusa, która rzekomo spowoduje, że głosowanie będzie się musiało wszędzie odbyć pocztą, a to – jak napisał – grozi „najbardziej oszukańczymi wyborami w historii” Ameryki. Trump musiał sobie zdawać sprawę, że nie ma praktycznie szans na odroczenie elekcji. Jego tweet mógł być próbą odwrócenia uwagi od innych niepomyślnych dla niego wiadomości tego dnia. Komentuje się go jako potwierdzenie, że może się nie pogodzić z ewentualną porażką.
Czytaj też: Desperacja i bezwzględność. Trump traci popularność
Kongres USA się na to nie zgodzi
O dacie wyborów – we wtorek po pierwszym poniedziałku listopada – zadecydował w XIX w. Kongres i tylko on, jak podkreślają eksperci, może zmienić ten termin. Konstytucja USA mówi poza tym, że czteroletnia kadencja prezydenta kończy się 20 stycznia w południe i jeśli do tego czasu wybory nie zostaną rozstrzygnięte, prezydentem zostaje przewodniczący Izby Reprezentantów.
Na tweet Trumpa natychmiast zareagowali przywódcy obu partii w Kongresie, oświadczając, że o zmianie daty nie ma mowy. Liderzy GOP w Izbie i Senacie – kongresmen Kevin McCarthy i senator Mitch McConnell – powiedzieli, że wybory odbędą się planowo. Nigdy w historii USA ich nie odraczano – odbyły się nawet w czasie wojny secesyjnej w 1864 r.