Głównym punktem konwencji była formalna już nominacja byłego wiceprezydenta w gabinecie Baracka Obamy Joego Bidena na kandydata do Białego Domu i jego końcowe przemówienie. Zaprezentował się w nim jako polityk, który w przeciwieństwie do Trumpa zjednoczy Amerykanów, zaproponuje optymistyczną, jasną wizję kraju otwartego i sprawiedliwego, poprawi stosunki USA ze światem. „Będę sojusznikiem światła, nie ciemności” – mówił.
Czytaj też: Jakiej Ameryki chce Biden
Antidotum na Trumpa
Biden personalnie i politycznie jest przeciwieństwem tego, jakim człowiekiem i przywódcą jest Trump. Były wiceprezydent, cieszący się sympatią po obu stronach politycznego podziału, przekonuje autentyzmem współczucia wyrażanego rodakom dotkniętym pandemią, zapaścią ekonomiczną i kryzysem w stosunkach rasowych. Trudno o większy kontrast. Deficyt empatii u Trumpa, polityka jątrzenia konfliktów i podziałów dały się we znaki zwłaszcza w czasie obecnego kryzysu.
Długoletnie doświadczenie Bidena jako senatora i wiceprezydenta przywołuje się też jako antidotum na burzliwą prezydenturę Trumpa, który popsuł relacje USA z sojusznikami i okazał niekompetencję w czasie epidemii. Mimo 77 lat – Biden jest najstarszym kandydatem w dziejach Ameryki, a Trump nazywa go „śpiącym Joe (Józiem)” – nominat przemawiał na konwencji z werwą i nie zanotował żadnego potknięcia, które często zdarzały mu się w przeszłości.
Czytaj też: