Szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen wygłosiła dziś w Parlamencie Europejskim swoje pierwsze „orędzie o stanie Unii”, czyli ocenę wspólnoty i nakreślenie planów Brukseli na najbliższy rok. Tę cowrześniową tradycję w 2010 r. zapoczątkował José Manuel Barroso. „Ludzie wciąż cierpią z powodu pandemii. Ale chcą się wyrwać z tego »koronaświata«, z tej kruchości i niepewności. Są gotowi na zmianę, chcą iść do przodu. To moment dla Europy, żeby przewodzić na drodze od tej kruchości do nowej witalności” – mówiła von der Leyen.
Najważniejszym, choć z przecieków punktem orędzia jest podwyższenie celu redukcji emisji CO2 z 40 do minimum 55 proc. w 2030 r. (względem 1990 r.). Szczegóły zaprezentuje w czwartek Frans Timmermans, ale najpewniej – to zmiana z ostatniej chwili – chodzi o emisje netto, czyli np. z uwzględnieniem pozytywnych skutków zalesiania. Byłoby to korzystne dla Polski, ale rząd Mateusza Morawieckiego i tak szykuje się na ciężkie boje o szczegóły. Przepisy muszą być bowiem zatwierdzone przez europarlament, który miałby ochotę nawet na 60-procentową redukcję, i rządy w Radzie UE.
Von der Leyen zapowiedziała dziś też, że emitowane przez Komisję na potrzeby Funduszu Odbudowy papiery skarbowe o wartości 225 mld euro będą – to dość nowatorskie rozwiązanie – „obligacjami zielonymi”, połączonymi z zobowiązaniem do inwestycji proklimatycznych.
Czytaj też: „Kolejne czerwone linie przekroczone”. O Polsce w Brukseli
Von der Leyen: Nie ma miejsca na strefy wolne od LGBT
„Strefy wolne od LGBT są strefami wolnymi od człowieczeństwa. I nie ma dla nich miejsca w naszej Unii” – powiedziała von der Leyen, odnosząc się – nie wymieniając nazwy kraju – do Polski. Potwierdziła, że Komisja zaproponuje strategię równościową dla ludzi LGBT obejmującą uznawanie praw rodzicielskich przez unijne kraje. Na przykład Polska obecnie nie uznaje za matki obu lesbijek, które są matkami w świetle prawa belgijskiego. „Jeśli jest się rodzicem w jednym kraju, jest się rodzicem w każdym” – mówiła mocno von der Leyen. Strategia przyjmie zapewne formę tylko rekomendacji, ewentualnie rozwiązań w ramach mniejszej grupy krajów, bo prawo rodzinne to „uprawnienie krajowe”. Dla nowych wspólnych zasad trzeba by jednomyślności 27 państw, a to teraz nieosiągalne.
Natomiast w sprawie praworządności von der Leyen nie zaproponowała niczego przełomowego. Komisja jeszcze nie przygotowała nowej wersji rozporządzenia „pieniądze za praworządność” (ogólnie zgodził się na to lipcowy szczyt). O jak najostrzejsze zapisy będzie się bić Parlament Europejski oraz Rada UE, ale Węgry już grożą zablokowaniem Funduszu Odbudowy, jeśli reguła nie zostanie dostatecznie rozwodniona.
Przed końcem września Komisja przedstawi pakiet raportów o praworządności we wszystkich 27 krajach, który ma zapoczątkować coroczny cykl przeglądu stanu państwa prawa i wolności mediów w całej Unii.
Czytaj też: Strefy homofobów
Chłodniej na linii Bruksela–Moskwa
Von der Leyen – przynajmniej retorycznie – odcięła się od zasady „zmiana poprzez zbliżenie” (np. przez współpracę gospodarczą) wobec Kremla, choć od lat głównym orędownikiem tej idei był Berlin, usprawiedliwiający w ten sposób m.in. budowę bałtyckich gazociągów.
„Tym, którzy namawiają do bliższych relacji z Rosją, powiem, że otrucie Aleksieja Nawalnego nie jest pojedynczym przypadkiem. Widzieliśmy model postępowania w Gruzji i na Ukrainie, w Syrii, w Salisbury, we wtrącaniu się w wybory na całym świecie” – powiedziała szefowa KE. Wskazała, że ten rosyjski wzorzec się nie zmienia i „żaden rurociąg tego nie zmieni”, co wygląda na mocną krytykę Nord Stream II, choć wyrażoną w sposób aforyzmowy.
Komisja zaproponuje przepisy ułatwiające sprawne nakładanie sankcji na osoby odpowiedzialne za łamanie praw człowieka. W Ameryce nazywa się to „prawem Magnitskiego” (od restrykcji wobec rosyjskich oficjeli odpowiedzialnych za śmierć Siergieja Magnitskiego), a w europarlamencie coraz częściej krąży nazwa „prawo Nawalnego”. Szefowa KE wysunęła pomysł odejścia od jednomyślności (na rzecz głosowań większościowych) w niektórych dziedzinach polityki zagranicznej, np. właśnie przy decyzjach o sankcjach. Ale jednomyślna zgoda na taką – postulowaną wcześniej także przez Jeana-Claude’a Junckera – reformę wydaje się teraz bardzo wątpliwa.
Czytaj też: „Golfgate”, wirus i dymisja w Komisji Europejskiej
Ile może von der Leyen
Nowością jest zapowiedź budowy „unii na rzecz zdrowia”, w tym stworzenie odpowiednika amerykańskiej agencji BARDA, m.in. finansującej biotechnologiczne przygotowania do pandemii czy zagrożeń bioterrorystycznych. „Musimy przedyskutować temat usprawnień w dziedzinie zdrowia” – powiedziała von der Leyen, która wyraźnie ma apetyt na więcej kompetencji dla unijnych instytucji. Działania UE w sprawie koronawirusa opierały się bowiem dotąd w dużej mierze na politycznym przekonywaniu i próbach koordynacji przez Brukselę, której brak twardych uprawnień.
Von der Leyen potwierdziła także, że Komisja już w przyszłym tygodniu złoży propozycję reformy migracyjnej. A wkrótce potem także reformy „wspomagającej system płac minimalnych”. Nie chodzi o równe stawki na ternie Unii, lecz – takie pomysły są teraz dyskutowane – np. o dążenie, by minimalne stawki stanowiły taki sam odsetek średniej płacy w danym państwie.
Ambicje von der Leyen zostaną wkrótce ostro zweryfikowane w konfrontacji z rządami krajów Unii. Na teraz zanosi się na to, że utrzyma się redukcyjny cel 55 proc. w 2030 r., spory o reformę migracyjną potrwają co najmniej kilkanaście miesięcy, a skoro wiele państw na wnioski z pandemii chce czekać na jej koniec, to także budowa „unii na rzecz zdrowia” będzie raczej długim procesem.
Czytaj też: Kto wypełni polski wakat w Luksemburgu