Chodzi o jednorazowe „foliówki”, sztućce, słomki do napojów i opakowania żywności z niepoddającego się przetworzeniu styropianu. Plan nie jest nowy, bo po raz pierwszy zapowiedział go w zeszłym roku premier Justin Trudeau. Ale potem przyszła pandemia, a walka z plastikiem zeszła na dalszy plan. Rząd zdecydował się jednak nie odraczać zakazu z uwagi na szkodliwy wpływ jednorazówek na środowisko naturalne, zwłaszcza na oceany.
Jednorazowe, czyli bezpieczne?
Wprowadzenie takiego prawa w dobie koronawirusa wiązało się ze szczególnymi problemami. Przeciwnicy zakazu jednorazowego plastiku wskazywali na koszty produkcji alternatywnych opakowań z wielorazowego plastiku lub innych materiałów. Kanadyjczycy zaczęli wątpić, czy zakazywanie jednorazowego, ale bezpiecznego plastiku ma teraz sens. Jak wynika z badań Dalhousie University, poparcie dla zakazu jednorazówek w Kanadzie spadło z 70 proc. w 2019 r. do 58 latem tego roku. To właśnie z tego powodu nie ograniczono dostępu do środków ochrony osobistej.
Inna pandemiczna zmiana w podejściu do jednorazówek to wzrost znaczenia dostawy i serwowania posiłków na wynos przez punkty gastronomiczne. W niepandemicznych czasach koszt przestawienia na wielorazowe, np. papierowe, opakowania byłby dla restauratorów niewielkim obciążeniem. Ale dziś, gdy wielu z nich ma problemy finansowe, kłopot staje się poważny. Badania Dalhousie University pokazały, że połowa Kanadyjczyków bardziej zwraca uwagę na koszty opakowań (a ekologiczne siłą rzeczy są droższe) z uwagi na gorszą sytuację gospodarczą.