Nie minął wstrząs wywołany mordem nauczyciela, nie minęły nawet pełne dwa tygodnie od tej tragedii, a we Francji doszło w czwartek rano do nowych okrutnych zabójstw terrorystycznych. Zginęły trzy osoby. Nieznany jeszcze z imienia i nazwiska dżihadysta wtargnął do bazyliki Wniebowzięcia Matki Boskiej w Nicei i poderżnął tam gardło kobiecie, potem śmiertelnie ugodził nożem przechodnia przed bazyliką, wreszcie uciekł do baru w pobliżu kościoła, gdzie dopadł trzecią ofiarę. Postrzelony przez policję leży w szpitalu, wiele więcej nie wiadomo. Premier uruchomił w policji stan pogotowia.
Szczupłe siły francuskiej policji
Trudno jednak nie widzieć, w jak poważnej sytuacji znalazła się Francja, w dodatku ogarnięta pandemią do tego stopnia, że wprowadzono ograniczenia w swobodzie przemieszczania się, a maseczki mają nosić wszyscy powyżej szóstego roku życia. Czyżby terroryści chcieli jeszcze wywołać w kraju wojnę religijną? Poprzedni zamachowiec, 18-letni mężczyzna wychowany we Francji, lecz pochodzący z Czeczenii, w ogóle nie znajdował się na tzw. liście S, islamistów zradykalizowanych, śledzonych przez ekipę policji antyterrorystycznej.
O tym dzisiejszym nic na razie nie wiadomo – czy był w polu widzenia służb, czy dało się zapobiec mordom. W każdym razie można sądzić, że siły policji antyterrorystycznej są zbyt szczupłe. Czytałem, że na liście potencjalnie niebezpiecznych osób znajduje się ponad 3 tys. nazwisk, a do ciągłego śledzenia każdego trzeba na zmianę trzech przeszkolonych funkcjonariuszy, którzy na służbie nie mogliby się już zajmować niczym innym. Takie zadanie przerasta siły policji każdego chyba kraju.