Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Wybory w USA. Uzbrojeni „obserwatorzy” w sukurs Trumpowi

Wiec wyborczy Donalda Trumpa w Waterford Township w stanie Michigan. 30 października 2020 r. Wiec wyborczy Donalda Trumpa w Waterford Township w stanie Michigan. 30 października 2020 r. Carlos Barria / Forum
Amerykański prezydent igra z ogniem. Pozostaje mieć nadzieję, że zimne głowy przeważą po wyborach 3 listopada.

Czarne prognozy, że w USA może dojść do nowej wojny domowej, wydają się zbyt alarmistyczne, ale to, co dzieje się tam przed zbliżającymi się wyborami, pozwala przewidywać, że może dojść do aktów przemocy. Głównie za sprawą Donalda Trumpa, który w czasie pierwszej debaty telewizyjnej z Joem Bidenem wezwał zwolenników, by „obserwowali” lokale wyborcze podczas trwającego od wielu tygodni wczesnego głosowania. Mają pilnować, czy demokratyczni wyborcy nie oszukują, co według prezydenta nastąpi na pewno – chociaż nie ma na to żadnych dowodów – przy głosowaniu korespondencyjnym. Fani Trumpa są uzbrojeni po zęby. Ale i zwolennicy Bidena nie są bezbronni.

Czytaj też: Joe Biden nie może spać spokojnie

Wybory w USA i obserwatorzy Trumpa

Partia Republikańska wysyła ok. 50 tys. obserwatorów wyborów, najwięcej w kluczowych stanach swingujących: Pensylwanii, Florydzie, Wisconsin i Michigan. Towarzyszą im armie prawników, przygotowujących się do pozwów na wypadek – bardzo prawdopodobny – sporów o wynik głosowania. Obserwatorzy z obu partii monitorują wybory od dawna i legalnie, ale w większości stanów muszą zostać formalnie zatwierdzeni przez ich władze i mogą to czynić – np. w Filadelfii – tylko w dniu wyborów, a nie w czasie wczesnego głosowania. Z powodu pandemii głosuje wcześniej – osobiście lub pocztą – rekordowa liczba Amerykanów.

Zwolennicy Trumpa, zachęcani przez niego, by obserwowali wybory, to w sporej części członkowie organizacji i ugrupowań skrajnie prawicowych – „patriotycznej milicji”, występującego jako obrońcy białych przed agresją Afroamerykanów ruchu Proud Boys czy jawnie głoszącego wyższość białej rasy Ku Klux Klanu i neonazistów. Wszyscy ostentacyjnie noszą broń, korzystając z liberalnych pod tym względem praw. W czasie wczesnego głosowania na Florydzie przed kilkoma lokalami pojawili się już uzbrojeni „strażnicy” wyjaśniający, że są fanami prezydenta i przyszli sprawdzać, czy jego przeciwnicy nie fałszują wyborów. Miejscowi działacze demokratyczni interweniowali u władz, skarżąc się na próby zastraszania.

Syn prezydenta Donald Trump Jr. zarzucił demokratom, że planują użyć „milionów fałszywych kart do głosowania”. Nie dostarczył na to dowodów.

Czytaj też: Jakiej Ameryki chce Biden?

Demokraci reagują

Uzbrojeni obserwatorzy nie są nowością w amerykańskich wyborach. W 1982 r. republikanie wysłali do lokali w okręgach zamieszkanych przez mniejszości rasowe mężczyzn w mundurach z bronią i plakietkami „Ballot Security Task Force” (Grupa Zadaniowa ds. Bezpieczeństwa Wyborów). Po złożonej przez demokratów skardze na zastraszanie wyborców kierownictwa obu partii zawarły umowę pod nazwą Consent Decree (Dekret Zgody), zabraniającą wysyłania do punktów do głosowania uzbrojonych osób jako obserwatorów. Dekret jednak wygasł w 2018 r. i mimo protestów sąd federalny go nie przedłużył.

Korzystają z tego głównie republikanie dysponujący paramilitarnymi organizacjami, które są samodzielne – władze GOP podkreślają, że działają bez ich upoważnienia – ale wiadomo, że z ochotą przygotowują się do poparcia reelekcji Trumpa. A „New York Times” obliczył, że w USA działa obecnie ok. 20 tys. członków uzbrojonej „milicji”, zorganizowanej w ok. 300 grupach w różnych stanach.

Zwolennicy demokratów nie pozostają bierni. Łatwość dostępu do broni palnej powoduje, że zaopatrują się w nią także np. lewicowi działacze ruchów antyfaszystowskich. W czasie niedawnych zamieszek rasowych w Portland w stanie Oregon doszło do ich zbrojnych potyczek z członkami prawicowych bojówek. Uaktywniła się także organizacja Afroamerykanów NFAC (Not Fucking Around Coalition – Koalicja niemarnujących czasu na głupstwa), zrzeszająca tysiące czarnoskórych mężczyzn, głównie weteranów manifestujących w czarnych uniformach z bronią w ręku, deklarujących, że „bronią czarnej rasy”. Ich mobilizacja trwa od wybuchu protestów przeciw brutalności i rasizmowi policji w lecie w następstwie zabójstwa George′a Floyda.

Czytaj też: John Kennedy i Donald Trump. Ile ich łączy?

Wybory w USA. Trump igra z ogniem

Zakupy – legalne – broni palnej podwoiły się w USA w tym roku w porównaniu z rokiem ubiegłym. Dowodzą tego statystyki tzw. background checks, czyli sprawdzania przez FBI nabywców broni pod kątem ich karalności lub zdrowia psychicznego. Amerykanie mogą jednak kupować broń bez żadnych problemów na wiejskich targach i przez internet.

Apel Trumpa do fanów, żeby pilnowali wyborów, bo Ameryce grożą oszustwa, a tylko dzięki nim Biden może wygrać, to kolejny przykład nieliczenia się z normami cywilizowanej demokracji. I potwierdzenie, że Trump nie przypadkiem komplementuje Putina: zazdrości mu, że nie może zastosować takich jak w Rosji metod rządzenia. Amerykański prezydent igra z ogniem. Pozostaje mieć nadzieję, że zimne głowy przeważą po wyborach 3 listopada.

Czytaj też: Trump czy Biden? O wyborach przesądzi poczta

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną