W miarę liczenia bezpośrednich głosów oddanych w trzech kluczowych stanach (Wisconsin i Michigan na Środkowym Zachodzie oraz w Pensylwanii), od których najbardziej zależy rezultat walki Trumpa o reelekcję, Bidenowi ich przybywa. Pozwala to przewidywać, że ostatecznie zdobędzie minimum 270 głosów elektorskich i zostanie prezydentem USA. Około południa czasu amerykańskiego w Wisconsin i Michigan już nieznacznie prowadził.
Odwrócenie trendu nie jest niespodzianką. Po „czerwonym mirażu” (to kolor GOP) kolej na „niebieską” falę wznoszącą (kolor Partii Demokratycznej). We wspomnianych stanach i w całym kraju najszybciej policzono głosy oddane we wtorek osobiście w lokalach, natomiast dłużej liczy się głosy oddane korespondencyjnie, w który to sposób – z powodu pandemii – zagłosował niespotkany do tej pory odsetek obywateli (ok. 30 proc.).
Wśród głosujących pocztą zdecydowanie więcej było wyborców demokratycznych, więc ich dalsze liczenie przynosi większe zyski Bidenowi. Wybory nie są jeszcze rozstrzygnięte, gdyż przewaga Bidena w Arizonie, Nevadzie i dwóch wspomnianych stanach Midwestu jest minimalna, liczenie jeszcze się nie zakończyło, a republikanie upierają się, że może dojść do zmiany rozkładu sił. Trend wynikający z ogromnej skali głosowania korespondencyjnego sprzyja jednak demokratom.
Czytaj też: Jakiej Ameryki chce Biden?
Głosy docierają po wyborach
Liczenie głosów już po oficjalnym dniu wyborów 3 listopada dało