Kandydat Partii Demokratycznej pokonał Donalda Trumpa w dwóch swingujących stanach Środkowego Zachodu: Wisconsin i Michigan, gdzie w 2016 r. przegrała Hillary Clinton. W Arizonie i Nevadzie, gdzie policzono już ok. 90 proc. głosów, prowadzi różnicą odpowiednio 1,5 i 0,9 proc. Do północy w czwartek (czasu amerykańskiego) Biden zdobył 253 głosy elektorskie i jeśli do końca nie oddałby prowadzenia tylko w tych dwóch ostatnich stanach, będzie ich miał dokładnie 270, czyli niezbędne minimum, aby zostać prezydentem.
Czytaj też: Jakiej Ameryki chce Biden?
Georgia i Pensylwania też dla Bidena?
Jednocześnie kandydat demokratów „przegonił” Trumpa w swoim rodzinnym stanie: Pensylwanii. W piątek po południu miał tam 5,5 tys. głosów więcej. Dziś rano okazało się, że wyszedł na prowadzenie także w Georgii, gdzie przewaga Trumpa była początkowo znaczna. Republikanie cały czas domagają się ponownego policzenia głosów w Wisconsin, na co pozwala prawo, bo Biden wygrał tam różnicą 1 proc. Zapowiadają też bliżej nieokreślone „prawne działania” w Arizonie i Nevadzie.
Sam Trump dzwonił, domagając się interwencji, do republikańskich gubernatorów i ogłosił, że zwróci się do Sądu Najwyższego, żeby nakazał przerwanie liczenia w Pensylwanii i Georgii. Powtarza też swoje niczym niepoparte oskarżenia, że dochodzi do masowych oszustw. Kolejny raz zrobił to na konferencji prasowej w Białym Domu tuż przed godz. 1 w nocy czasu polskiego. „Będzie bardzo dużo pozwów, bo nie możemy sobie pozwolić, by ukradziono nam wybory.