Przyzwyczailiśmy się już, że w Ameryce dzieją się rzeczy do tej pory niespotykane. Prezydent, który przegrał wybory, nie chce uznać ich wyniku i odmawia oddania władzy. Polityk, który go zastąpi w Białym Domu, będzie najstarszym przywódcą w dziejach kraju. Wiceprezydentką po raz pierwszy zostanie kobieta, w dodatku czarnoskóra. Do wszystkich tych precedensów dodajmy jeszcze jeden, mniej sensacyjny, ale godny odnotowania – po raz pierwszy żona nowego prezydenta, czyli First Lady of the United States (FLOTUS, Amerykanie lubią takie skróty), może łączyć tę rolę z normalną pracą na pełnym etacie.
To się dotychczas nie zdarzało – poza nietypowym przypadkiem Eleanor Roosevelt, pierwszej „nietradycyjnej” First Lady, która działała społecznie, pisała felietony do tygodnika i miała nawet własny program radiowy, ale jej małżeństwo z F.D. Rooseveltem było fikcją, gdy urzędował jako prezydent. Hillary Clinton pracowała początkowo w ekipie swego męża Billa, kierując przygotowaniami do reformy ochrony zdrowia, ale był to krótki epizod w samym Białym Domu.
Jill i Joe. Randka w ciemno
Jill Biden, żona prezydenta elekta, jest absolwentką kilku uniwersytetów, nauczycielką angielskiego z doktoratem i profesor w Northern Virginia Community College. Są małżeństwem od 43 lat. Jill Tracy Jacobs, jak brzmi jej panieńskie nazwisko (które jej ojciec przybrał, zmieniając z włoskiego), poznała Joego w 1975 r. Był wtedy senatorem, najmłodszym w ówczesnej wyższej izbie Kongresu. Dwa lata wcześniej przeżył trudno wyobrażalną tragedię – jego pierwsza żona Neilia i roczna córka zginęły w wypadku samochodowym.