Na karę śmierci skazano ponoć celnika, który pogwałcił przepisy wymierzone w koronawirusa. W państwie Kima są one ostre i osobliwe, zakazem – źródłem tych informacji są raporty wywiadu Południa – objęto połowy ryb w morzach. Z obawy, że woda w nich może być zakażona, wstrzymano produkcję soli morskiej, lockdownem objęto m.in. stołeczny Pjongjang. W chińskim porcie Dalian czeka 110 tys. ton ryżu, który miał pojechać do Korei Północnej. W drugą stronę nie jadą peruki, zegarki, piłki i buty, czyli północnokoreańskie hity eksportowe.
Koronawirus w Korei Północnej
Kim reaguje na pandemię bardzo emocjonalnie, choć jednocześnie twierdzi, że zaraza nie przedostała się przez pilnie strzeżone granice, deklaruje wykonywanie testów i nie potwierdzono ani jednego przypadku u ludzi. Co prawda południowokoreańskie służby wywiadowcze zakładają, że liczni przemytnicy kursujący do Chin przy okazji przeszmuglowali koronawirusa. Stwierdzono także próby ataku hakerskiego – najpewniej z Północy – na firmę z Południa pracującą nad szczepionką. Wskazówką, co się w odciętej Korei Północnej dzieje, będzie zaplanowany na styczeń kongres Partii Pracy Korei, podczas którego Kim ma ogłosić nowe inicjatywy polityczne. O ile się odbędzie.
Blokując ruch towarowy z Chinami, które epidemię zdusiły już wiosną, Kim odciął 25 mln rodaków od dostaw zapewniających im bezpieczeństwo żywnościowe. Korea ma pecha, jej rolnictwo nie zaspokaja corocznych potrzeb, za mało tu ziemi ornej, brakuje nowoczesnego sprzętu i nawozów, za to w obfitości są klęski żywiołowe każdorazowo obniżające plony. Dodatkowo państwo jest od trzech lat dotknięte poważnymi sankcjami międzynarodowymi, nałożonymi za program zbrojeń jądrowych. Obecne, już samodzielnie wymierzone obostrzenia windują ceny na targowiskach, a to podstawowy mechanizm zaopatrzenia ludności. Z tego powodu czarny rynek tolerowany jest przez władze. Tyle że teraz kontrolę nad nim z rąk lokalnych oddziałów partii przejmuje Komitet Centralny, z zamiarem regulacji cen i decydowania o dostępności określonych produktów w obrocie.
Czytaj też: Kim jest Ivanka z Pjongczangu, siostra Kim Dzong Una?
Koreańczycy boją się zarazy: głodu
Władze nie udają, że pandemia nie istnieje. Przeciwnie, prowadzą stałą kampanię edukacyjną wspartą staraniami aparatu represji totalitarnego państwa. Wszelkie zabiegi zamierzające do zatrzymania koronawirusa są o tyle zrozumiałe, że Korea Północna jest kandydatem na bardzo poważne ognisko covidu. Zimy – już się zaczęła – są tam ostre, a system ochrony zdrowia nie radzi sobie choćby z gruźlicą. Coś o stanie zdrowia społeczeństwa, armii i służb medycznych mówi przypadek żołnierza, który w listopadzie 2017 r. uciekł na Południe. Przeżył pięciokrotny postrzał, także z kałasznikowa, ale operujący go lekarze stwierdzili obecność wielu pasożytów w jelitach i wirusowe zapalenie wątroby typu B. W żołądku odnaleziono ziarno kukurydzy, co dowodziło, jak żywieni są wojskowi, jakby nie było: oczko w głowie reżimu.
Światowy Program Żywnościowy, agenda ONZ, szacuje, że 11 mln obywateli „jest niedożywionych i potrzebuje pomocy humanitarnej, wiele osób cierpi na chroniczne niedożywienie z powodu braku niezbędnych białek, tłuszczów, witamin i minerałów”, natomiast jedno dziecko na czworo poniżej piątego roku życia ma za niski wzrost w stosunku do wieku. Społeczeństwo próbujące przetrwać w takiej kondycji będzie podatne na zakażenia. Z drugiej strony działania prewencyjne doprowadziły już do poważnych braków na rynku, niemal na pewno pogłębiając poważne niedożywienie.
Czytaj też: Jakim cudem Chiny zdusiły pandemię?