Świat

Trwa szczyt, kompromis blisko. W kraju bunt Ziobry

Premier Mateusz Morawiecki w Brukseli Premier Mateusz Morawiecki w Brukseli Krystian Maj / Kancelaria Prezesa RM
Na stole negocjacyjnym leży mieszanka czterech obietnic, w które zostałaby „opakowana” zasada „pieniądze za praworządność”. Polska i Węgry mają się na nią zgodzić, co byłoby ustępstwem z ich strony.

W czwartek wczesnym popołudniem rozpoczął się unijny szczyt, który ma przyjąć porozumienie w sprawie budżetu na lata 2021–27. Do wtorku Polska i Węgry groziły wetem, ale złagodziły stanowisko i zaczęły zapowiadać kompromis. Jego ostateczny kształt jeszcze się wykuwa, tymczasem nastąpiła zmiana harmonogramu prac. Pierwotnie pierwszym punktem dyskusji miał być dziś budżet, ale przywódcy najpierw zajęli się kwestiami związanymi z pandemią.

Oczekujemy, że w konkluzjach Rady Europejskiej znajdzie się rozdzielenie kontroli budżetu i zapobiegania korupcji od kwestii praworządności – mówił w czwartek w Brukseli premier Mateusz Morawiecki. Jak zaznaczył, to dlatego we wnioskach ma być zawarte „bardzo dokładne wyjaśnienie, w jaki sposób uniknąć arbitralności”.

Wstępna zgoda Warszawy i Budapesztu

Do środy do unijnych instytucji nie dotarły żadne ostateczne deklaracje z Polski i Węgier. Sygnały ze spotkania Morawieckiego i Viktora Orbána w Warszawie budziły jednak optymizm – Reuters podał, że kraje wstępnie zaakceptowały niemiecką propozycję ws. budżetu. „Wstępnie się zgadzamy, ale jest pewna presja... celem jest, aby to zrobić przed szczytem UE” – komentował anonimowo przedstawiciel polskich władz. Podobno wszyscy teraz czekają na zatwierdzenie propozycji m.in. przez Holandię i inne kraje sceptyczne w sprawie ugody.

Chwilę później rzecznik polskiego rządu Piotr Müller oświadczył, że „negocjacje budżetowe trwają. Polska i Węgry wypracowały wspólne ramy negocjacyjne. Na ten moment nie ma jeszcze porozumienia w ramach UE”. Za to przebywający w Czechach prezydent Andrzej Duda stwierdził, że „efektem wytężonych wysiłków strony polskiej i węgierskiej, ale także prezydencji niemieckiej”, jest zarysowany wstępnie kompromis.

Czy przyjęcie ugody doprowadzi do kolejnego kryzysu w rządzącej koalicji? Zbigniew Ziobro zareagował na Twitterze: „Jeżeli rozporządzenie łączące budżet z ideologią wejdzie w życie, będzie to znaczące ograniczenie suwerenności Polski i złamanie europejskich traktów. Nie zgadzamy się na to!!! Walczmy o interes Polski”.

„Opakowanie” zamiast weta Polski i Węgier

Jeśli oba kraje istotnie będą gotowe na ugodę na zasadzie: niezmieniony projekt rozporządzenia „pieniądze za praworządność” plus polityczne „opakowanie” z obietnic, to taka oferta leży już na stole rokowań. Składa się z deklaracji powtarzających innymi słowami zawartość rozporządzenia, ale i ponownie podkreśla, że dotyczy ono praworządności i finansów (a nie np. migracji, prawa rodzinnego itd.) i nie będzie używane arbitralnie. To politycznie bardziej do przyjęcia dla premierów Polski i Węgier.

Drugi element to wzmocnienie „hamulca bezpieczeństwa”. Preambuła rozporządzenia już teraz daje krajom zagrożonym zawieszeniem funduszy możliwość wnioskowania o przeniesienie dyskusji na forum szczytu UE, co miałoby zostać bardziej zaakcentowane. Ale bez wymogu jednomyślności, co byłoby sprzeczne z pierwotnym projektem.

Trzecim elementem „opakowania” ma być obietnica, że rozporządzenie nie będzie stosowane przez Komisję Europejską i Radę UE do czasu wyroku TSUE, dokąd Polska i Węgry zamierzają zaskarżyć regułę „pieniądze za praworządność”. Oznacza to polityczne, lecz nielegislacyjne odwleczenie stosowania tej zasady o około dwa lata, na czym szczególnie mocno zależy Orbánowi.

Czwartym elementem kompromisu jest zapewnienie, że rozporządzenie będzie stosowane tylko do finansowania projektów zainicjowanych po 2020 r. Czyli faktury za projekty zatwierdzone w ramach kończącej się siedmiolatki budżetowej mogą być przesyłane do Brukseli aż do grudnia 2023. Zgodnie z ugodą byłyby wyjęte spod zasady „pieniądze za praworządność”.

Projekt był dyskutowany w środę wieczorem przez 27 ambasadorów przy UE. Zdecydowano, że sprawa będzie w czwartek kontynuowana na poziomie przywódców na szczycie.

Czytaj też: Pierwsze skrzypce gra Merkel. Jak UE rozegra weto Polski i Węgier?

Ultimatum Brukseli przesunięte

Viktor Orbán i Mateusz Morawiecki mają czas do wtorku.Krystian Maj/Kancelaria Prezesa RMViktor Orbán i Mateusz Morawiecki mają czas do wtorku.

Nad poufnymi rozmowami między Berlinem, Warszawą i Budapesztem nadal wisi kardynalne pytanie, czy Orbánem kieruje głównie żądza ideologicznego odwetu (wówczas weta w grudniu raczej nie dałoby się uniknąć), czy też głównie szuka on sposobów, jak uniknąć konsekwencji przekrętów z funduszami. Polska uchodzi za mniej twardy orzech do zgryzienia. Projekt „pieniędzy za praworządność” na tym etapie byłby bezpieczny dla rządów PiS, bo nasz kraj względnie poprawnie zarządza unijnymi funduszami.

„Musimy zobaczyć porozumienie lub wyraźne sygnały z Warszawy i Budapesztu w sprawie ugody najpóźniej we wtorek. W przeciwnym razie przystąpimy do scenariusza B” – zapowiadał jeszcze w poniedziałek zaangażowany w rokowania wysoki dyplomata w Brukseli.

We wtorek okazało się, że ultimatum zostaje przesunięte. „Nie pozostawimy kamienia na kamieniu w poszukiwaniu rozwiązania” – stwierdził niemiecki minister Michael Roth po teleobradach Rady UE przygotowującej czwartkowo-piątkowy szczyt. Dał do zrozumienia, że zmian w projekcie rozporządzenia wiążącego wypłaty z praworządnością raczej nie należy się spodziewać. „Zdaniem Parlamentu Europejskiego i wielu krajów nie powinniśmy otwierać renegocjacji nad tekstem” – zapewnił Roth.

Czytaj też: W co Kaczyński gra z Europą i czym się to skończy

Czarny scenariusz dla Polski

Czym miałby być „scenariusz B” w razie podtrzymania sprzeciwu Warszawy i Budapesztu? Przede wszystkim oznaczałby on wyłączenie obu krajów z Funduszu Odbudowy. Bruksela już od zeszłego tygodnia bardzo kategorycznie ostrzega, że w razie weta przejdzie do opcji Funduszu-25. Komisja Europejska zawiązałaby go na wzór koronakryzysowego programu SURE, powołanego do pomocy w utrzymaniu miejsc pracy (Polsce wypłacono już 1 mld z przewidywanych 11,2 mld euro tanich pożyczek).

Komisja zapożyczałaby się na potrzeby Funduszu-25 na rynkach finansowych pod gwarancje od chętnych krajów Unii i tylko te chętne byłyby beneficjentami dotacji i pożyczek. Polska i Węgry mogłyby dołączyć, ale musiałyby się zgodzić na zasadę „pieniądze za praworządność”.

Całość Funduszu-25 funkcjonowałaby za zgodą Rady UE podejmowaną większością 15 z 27 krajów, czyli bez możliwości weta. A dzięki oparciu w traktatach nie byłoby żadnego problemu prawnego z obsługą programu przez Komisję Europejską i inne instytucje UE. Pod Fundusz-25 można by też łatwo podczepić wstępnie ustalone przepisy szczegółowe, które opisują sposób wydatkowania środków z Funduszu Odbudowy. I to dlatego z KE docierają teraz groźne dla Warszawy i Budapesztu sygnały, że – wbrew ostrzeżeniom ekspertów – Fundusz-25 da się stworzyć w zaledwie parę tygodni. Przy takim tempie nie byłoby istotnych opóźnień w pierwszych płatnościach (planowanych na lato). Czarny scenariusz dla Polski jest więc przez to bardziej prawdopodobny.

Przypomnijmy: Fundusz Odbudowy jest wart 750 mld euro (390 mld w dotacjach, 360 mld w tanich pożyczkach). Dla Polski przewidziano 27 mld dotacji (23 mld w „instrumencie odbudowy i odporności”, a reszta jako dodatek do polityki spójności i do funduszu sprawiedliwej transformacji) i prawo do 32 mld euro tanich pożyczek.

Czytaj też: PiS bezczelnie depcze procedury, UE robi uniki

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Rynek

Siostrom tlen! Pielęgniarki mają dość. Dla niektórych wielka podwyżka okazała się obniżką

Nabite w butelkę przez poprzedni rząd PiS i Suwerennej Polski czują się nie tylko pielęgniarki, ale także dyrektorzy szpitali. System publicznej ochrony zdrowia wali się nie tylko z braku pieniędzy, ale także z braku odpowiedzialności i wyobraźni.

Joanna Solska
11.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną