Świat obiegła już informacja, że Węgry konstytucyjnie ograniczają możliwość adopcji dzieci przez osoby, które nie zawarły małżeństwa, zarazem zawężając jego definicję do związku wyłącznie kobiety i mężczyzny. W efekcie nielegalne będzie wychowywanie dzieci przez pary homoseksualne.
Czytaj też: Szczyt UE bez weta. Morawiecki i Orbán się cofnęli
Przejąć publiczne pieniądze
To alarmująca i skandaliczna decyzja, a dodatkowego smaczku dodaje ostatnia afera z wyczynami europosła Józsefa Szájera, który uciekał po rynnie z gejowskiej orgii w Brukseli. Tak naprawdę głośne w Europie zmiany mają drugorzędne znaczenie, jeśli chodzi węgierską ustawę zasadniczą. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że cyniczny do szpiku kości Viktor Orbán stworzył sobie celowo medialną zasłonę dymną.
Premier koncentruje uwagę na sprawie adopcji i małżeństw jednopłciowych, niesprawiedliwie dzieląc społeczeństwo i prowadząc grę pt. „komu pozwolimy adoptować sieroty”. Dzięki temu na drugi plan schodzi dużo istotniejsza politycznie kwestia – zawężenia definicji funduszy publicznych. Jednym ruchem pióra Orbán sprawi, że podległe mu agencje przejmą kontrolę nad wydatkowaniem tych środków. Korzysta przy tym z przewagi w parlamencie, pozwalającej mu na zmianę konstytucji. Spieszy się bowiem i przygotowuje na następne dwa lata intensywnej kampanii przed wyborami w 2022 r.