Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Święta bez cytrusów? Wielka Brytania zostaje sama z zarazą

W Dover, głównej arterii brytyjskiego handlu z kontynentem, w kolejce do odprawy utknęło ponad 1500 ciężarówek z różnego rodzaju produktami. W Dover, głównej arterii brytyjskiego handlu z kontynentem, w kolejce do odprawy utknęło ponad 1500 ciężarówek z różnego rodzaju produktami. Toby Melville / Reuters / Forum
Już ponad 40 krajów zamknęło granice dla podróżnych z Wysp. W Dover tworzą się gigantyczne korki, a Brytyjczycy nie wierzą, że Boris Johnson ma pomysł, jak wyjść z kryzysu.

Drugi dzień z rzędu stanął przed dziennikarzami i nie miał dla nich ani dobrych informacji, ani przekonujących argumentów. Boris Johnson w poniedziałek zapewniał, że choć port w Dover i Eurotunel pod kanałem La Manche prawie w całości są nieczynne, to Wielkiej Brytanii nie grozi zaopatrzeniowy paraliż. Uspokajał, że problemy z dostawami dotyczą „niewielkiej grupy produktów”, a krajowe supermarkety zdążyły przygotować zapasy. Nie podał jednak konkretnych danych, nie dał też gwarancji, że ruch na granicy zostanie szybko przywrócony.

Ciężarówki w Dover

Tymczasem w Dover, głównej arterii brytyjskiego handlu z kontynentem, sytuacja zaczyna wyglądać dramatycznie. Według informacji ministerstwa spraw wewnętrznych w kolejce do odprawy utknęło ponad 1,5 tys. ciężarówek dostawczych, głównie z żywnością, a 650 tworzy gigantyczny łańcuch na M20, głównej trasie do terminalu portowego. Pozostałe udało się zdjąć z drogi i zaparkować, m.in. na pospiesznie utworzonym parkingu na nieużywanym lotnisku. Ciężarówek wciąż jednak przybywa, a kierowcy liczą, że wkrótce uda się przywrócić ruch w obie strony. A przede wszystkim – że zdążą dostarczyć produkty, zanim się zepsują, i mimo obostrzeń będą w domu na święta.

Żeby tak się stało, Johnson musi się porozumieć z Emmanuelem Macronem. Przebywający w izolacji z powodu zakażenia francuski prezydent uczestniczył wczoraj w telekonferencji z Downing Street. Strony zapewniają, że zależy im na znalezieniu rozwiązania, ale sygnał z francuskiej strony jest jasny: bezpieczeństwo sanitarne jest najważniejsze. Bez gwarancji skutecznego i masowego testowania na granicach nikt z Wielkiej Brytanii na kontynent się nie dostanie.

Czytaj też: Nie ma drugiej fali pandemii. To co jest?

Francja zamyka granicę

Blokada miała trwać 48 godzin, ale może się wydłużyć. Johnson i Macron wciąż nie doszli do porozumienia, choć szefowa brytyjskiego MSW Priti Patel zapewniła dziennikarzy stacji BBC, że po południu pojawią się nowe informacje w tej sprawie. Wtórował jej francuski minister ds. europejskich Clément Beaune, podkreślając, że jeśli stolice znajdą rozwiązanie, to od razu zostanie wdrożone.

Warto sprecyzować, że zarówno Eurotunel, jak i port w Dover nie są w stu procentach nieczynne. Na Wyspy wciąż docierają ciężarówki z kontynentu. Jak podaje BBC, tylko w poniedziałek przez terminal nieopodal słynnych białych klifów przejechało ich ponad 1,5 tys. Podobnie jest z tunelem pod kanałem La Manche, przez który do Wielkiej Brytanii nadal trafiają m.in. leki czy krytyczne zaopatrzenie medyczne. Mimo to (i wbrew zapewnieniom Johnsona) brytyjskie sieci handlowe zaczynają powoli bić na alarm. Tesco i Sainsbury’s poinformowały, że jeśli ruch nie zostanie odblokowany, skończą im się m.in. zapasy cytrusów.

Na tej międzynarodowej izolacji wywołanej nagłym wzrostem zakażeń SARS-CoV-2 i jego nową mutacją najbardziej tracą więc sami Brytyjczycy. Dover odpowiada za 17 proc. handlu zagranicznego, a w sezonie świątecznym odprawianych jest tam nawet 10 tys. ciężarówek dziennie. Szczególnie ważne są dostawy produktów spożywczych, kraj produkuje bowiem tylko jedną piątą konsumowanych owoców i niecałą połowę warzyw – reszta jest importowana, a spora część przechodzi przez Dover.

Brytania liczy straty

Żeby zobrazować skalę potencjalnych strat, warto przytoczyć przykład szkockich ryb i owoców morza. Branża szacuje, że każde 24 godziny z zamkniętą granicą oznaczają przychody niższe o co najmniej 5 mln funtów. A mowa tylko o produktach ze Szkocji, nie całej Wielkiej Brytanii, sektor ten odpowiada tylko za 0,1 proc. brytyjskiego PKB. Nawet jeśli blokada potrwałaby 48 godzin, całkowite straty – wynikające zarówno z samego korka w Dover, jak i reakcji rynków – wyniosą wiele miliardów funtów.

Traci nie tylko branża spożywcza. Eurostar, operator pociągów między miastami na kontynencie a londyńskim dworcem St. Pancras International, jest na granicy upadku. Jak donosi „New York Times”, od początku pandemii zwolnionych lub odesłanych na urlop postojowy zostało ok. 90 proc. pracowników, a pociągi, nawet jeśli kursują, to prawie puste. International Airlines Group, właściciel British Airways, zamknął poniedziałkowe notowanie giełdowe 8 proc. na minusie.

Przedświąteczny kryzys eskaluje też w sortowniach Royal Mail, która z powodu izolacji wstrzymała wysyłkę poza Wielką Brytanię (z wyjątkiem Irlandii). Choć wszystkie te firmy deklarują gotowość przywrócenia działalności tuż po zniesieniu blokady, wyjście z dołka, pogłębionego jeszcze przez ostatnie wydarzenia, może zająć im lata.

Rozmowa z Anne Applebaum o populistach i kulturze nienawiści

Boris Johnson w ogniu krytyki

Tymczasem tarcia widać też na brytyjskiej scenie politycznej, a poparcie dla rządu torysów jest co najmniej chwiejne. Johnson jest krytykowany ze wszystkich stron. Przedsiębiorcy i sektor prywatny atakują go za nagłe wprowadzenie Tier 4, czyli najwyższego stopnia restrykcji. Nie pomaga kryzys w Dover, spadki na giełdzie i słabnący funt. Społeczeństwo narzeka na chaos informacyjny, brak koordynacji działań między Londynem i władzami lokalnymi i ogólne wrażenie braku strategii.

W Johnsona uderza też opozycja. Szefowa Szkockiej Partii Narodowej i pierwsza minister Szkocji Nicola Sturgeon domaga się od niego wywalczenia dodatkowego czasu na brexitowe rozmowy z Brukselą, a wszystkie zasoby należy skierować do walki z pandemią. W podobnym tonie wypowiada się reprezentujący laburzystów burmistrz Londynu Sadiq Khan. Jeśli dodać do tego tąpnięcie społeczne, polityczne i ekonomiczne, jakimi grożą negocjacje brexitowe, to w nowym roku Brytyjczycy mogą obudzić się z problemami jeszcze gorszymi niż te, które trapiły ich w i tak złym 2020.

Czytaj też: Dzieci bez objawów mogą zakażać nawet trzy tygodnie

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną