Amerykański Kongres zafundował nam przygnębiające widowisko, które można by nazwać politycznym kabaretem, gdyby nie chodziło o prawdziwe postacie mające realną władzę. Bohaterką serialu jest republikańska członkini Izby Reprezentantów z Georgii, była biznesmenka Marjorie Taylor Greene, wybrana w ostatnich wyborach głosami prawie 230 tys. osób. Uwielbia Donalda Trumpa, co najbardziej podoba się jej wyborcom. Zasłynęła też wypowiedziami stawiającymi ją w jednym szeregu z tłumem fanów prezydenta, którzy 6 stycznia wdarli się na Kapitol i omal nie pozabijali legislatorów zatwierdzających zwycięstwo Joego Bidena.
Dumna wyznawczyni QAnonu
W tweetach i innych enuncjacjach Greene oskarżała o „zdradę” demokratyczną przewodniczącą Izby Reprezentantów Nancy Pelosi, mówiąc, że należy ją zastrzelić. Popierała „egzekucję” wrogo nastawionych do Trumpa agentów organów ścigania, a na propozycje, żeby zamordować byłego prezydenta Baracka Obamę i byłą sekretarz stanu Hillary Clinton, odparła: „Scena jest gotowa, musimy być cierpliwi”.
W kampanii określała się z dumą wyznawczynią QAnonu, paranoicznego ruchu skrajnej prawicy promującego teorię, że Amerykę opanowuje klika pedofilów-wyznawców Szatana, przed którymi kraj uratować może tylko Trump. Poddawała w wątpliwość atak terrorystyczny na USA z 11 września 2001 r. („nie ma dowodów, że samolot uderzył w Pentagon”) i prawdziwość doniesień o zbiorowych mordach szaleńców w szkołach, które były według niej wymysłem przeciwników prawa do posiadania broni. A tragiczne w skutkach pożary lasów w Kalifornii wywołane zostały jej zdaniem przez laser potajemnie sfinansowany przez