Dziesięć lat po wybuchu tego najkrwawszego konfliktu XXI w. wojna domowa w Syrii daje wgląd w nowy, regionalny (i nie tylko) porządek. Stany Zjednoczone, mocarstwo, które dotychczas ten porządek organizowało, cofnęły się, pozostawiając problem lokalnym siłom. W zamyśle Donalda Trumpa i jego ekipy miały to być państwa arabskie na czele z Arabią Saudyjską oraz Izrael, dogadany z nimi w ramach Porozumień Abrahamowych. Plany planami, a rolę nowych porządkowych przejęły Rosja i Turcja.
Państwa te, historycznie i geopolitycznie ponoć skazane na konflikt, znalazły w ostatnich latach nić porozumienia – nie z miłości, a z wyrachowania. Rosja i Turcja mimo wszystkich różnić, o czym zaraz, znalazły bardzo wysoki, a jednak wspólny mianownik: sprzeciw wobec starych, zachodnich porządków, które w przeszłości „meblowały” politykę obu tych krajów.
Czytaj też: Chleba, chleba, chleba. 10 lat wojny w Syrii
Turcja, junior partner Rosji
Turcja, z różnych powodów odcięta od Bliskiego Wschodu przez większość XX w., od kilkunastu lat w naturalny sposób próbuje wracać do tego regionu. Ale tak popularne na Zachodzie opowieści o neoosmanizmie Ankary są często tylko opakowaniem dla realnych problemów, np. sprawy kurdyjskiej. Stąd