„Dlaczego Arabowie do nas strzelają? Po co Bóg ich stworzył?” – pyta ojca kilkuletni chłopiec. Są w tzw. pokoju bezpieczeństwa. Takie pomieszczenia w nowszych budynkach Izraela to norma. Bliżej granicy ze Strefą Gazy są też rozmieszczone schrony, do których można wejść z ulicy. W mieście Sderot służą za nie także specjalne budowle na placach zabaw. Wyglądają jak duże kolorowe gąsienice, ale każde dziecko wie, że gdy zawyje syrena, trzeba wejść do środka i podejść do linii zarysowanej na ziemi – dopiero tutaj jest się bezpiecznym. W Sderot ma się na to tylko 15 sekund od usłyszenia dźwięku syreny, w Aszdod 30, w Beerszewie 45 sekund, w Tel Awiwie 2 minuty – im dalej od Gazy, tym więcej czasu na ucieczkę.
Nie wszyscy zdążą uciec i nie każdy ma dostęp do schronu. Mieszkankę Riszon le-Cijon rakieta dosięgła na parkingu. – Godzinę temu w okolicy była potężna eksplozja. Mnie pozostaje klatka schodowa lub jeden z pokoi, który nie jest specjalnie umocniony, ma tylko mały świetlik – opowiada znajomy.
Minionej nocy tysiące ludzi w Tel Awiwie, Aszkelonie, Aszdod, Beerszewie i innych miastach musiały skorzystać ze schronów. Nagrywają filmiki, prędko rozsyłają je znajomym i umieszczają w internecie. Prócz wymiany ognia trwa swoista wymiana zdań z wykorzystaniem wszelkich środków przekazu. Ucieczki, syreny, grad rakiet na niebie, zniszczenia – wszystko idzie w świat.
Rakiety jak fajerwerki
Nagranie z cytowanym chłopcem przyszło do mnie we wtorek, kiedy cała rodzina oglądała rakiety na niebie i je filmowała. Gdy nagle zawyła syrena, ojciec kazał wrócić dzieciom do domu. Podobnych materiałów dostałam dziesiątki, w mediach społecznościowych są ich tysiące.
Izraelczycy dokumentują dość widowiskowe, zwłaszcza nocą, działanie systemu Żelazna Kopuła – pociski z Gazy są przechwytywane i eksplodują jeden po drugim. Wygląda to jak pokaz fajerwerków, choć nie ma nic wspólnego z rozrywką. Armia nie wyłapuje zresztą wszystkich rakiet; jeśli pomiary wykażą, że spadną na tereny niezamieszkałe, wart kilkaset tysięcy dolarów pocisk neutralizujący nie jest wystrzeliwany. Nie wszystkie rakiety można też rozbić w powietrzu – według szacunków udaje się przechwycić 85–90 proc.
Od poniedziałku Brygady Al-Kassam i Islamski Dżihad wystrzeliły z Gazy ponad tysiąc pocisków. Co piąty nie przekroczył granicy i spadł po stronie palestyńskiej. – To nienormalna sytuacja. Palestyńczycy chcą zrzucić na nas odpowiedzialność za ofiary cywilne w Gazie, które ucierpiały przez ich rakiety – podkreślał ppłk Jonathan Conricus, rzecznik zagraniczny izraelskiej armii, podczas popołudniowego briefingu z zagranicznymi dziennikarzami.
Części rakiet lub ich szczątki też wyrządzają szkody: w Holonie spadły obok autobusu. Po stronie Izraela zginęło sześć osób, m.in. ojciec z 16-letnią córką w Lod pod Tel Awiwem. Rakieta uderzyła w ich samochód, matka jest ciężko ranna. Była to arabska rodzina. „Pociski Hamasu nie odróżniają Żydów od Arabów” – mówił gorzko burmistrz Jair Revivo. A ppłk Conricus ubolewa, że sprawa nie przebiła się szerzej do zagranicznych mediów, które zestawiają „jedno z niewielu demokratycznych państw regionu z krwiożerczą organizacją dżihadystyczną”.
Czytaj też: Ile czasu ma Izrael
„Kryształowa Noc” w Lod
W Lod – zamieszkałym zarówno przez izraelskich Arabów, jak i Żydów – wieczorem i w nocy doszło do potężnych zamieszek. Młodzi Arabowie podpalali sklepy, auta, synagogę, szkołę, budynek wojskowy i ratusz. W sieci można znaleźć mnóstwo zdjęć i nagrań pokazujących sceny przemocy. W zależności od tego, kto je publikuje, inaczej rozkładane są akcenty. Jeśli są to izraelscy Arabowie, kładą nacisk na „wyzwalanie Palestyny”. Izraelczycy pokazują zaś ogrom zniszczeń, filmują lecące w stronę ich domów kamienie i butelki z benzyną.
Ze względu na rozległą, gwałtowną przemoc burmistrz Revivo mówił wręcz o „Nocy Kryształowej w Lod”, nawiązując do zbrodni nazistów wobec Żydów w 1938 r. To, co dzieje się w mieście, nazwał „wojną domową”, służbom zarzucił brak kontroli nad sytuacją. Zaapelował też do premiera o ogłoszenie stanu wyjątkowego, godziny policyjnej i przysłanie wojsk. Mocne słowa lokalnego polityka podchwyciły zagraniczne serwisy.
Premierowi Beniaminowi Netanjahu to, co dzieje się w Izraelu, w jakimś sensie jest na rękę. Liczy, że uda mu się storpedować próbę montażu zagrażającej jego władzy opozycyjnej koalicji z arabską partią Ra’am. Osobiście udał się do Lod, mówił o „anarchii”, obiecał przywrócić prawo i porządek „żelazną pięścią”, ogłosił stan wyjątkowy i wysłał potężne siły policji granicznej. Minister obrony Benny Ganc, który jedną nogą jest już wprawdzie poza rządem, wspiera premiera i ostrzega, że „to dopiero początek”.
Do rozruchów doszło też w Ramli. Arabowie skandowali, że „krwią i ogniem wyzwolą Al-Aksę”, wdrapali się na jeden ze słupów, zdjęli izraelską flagę i wetknęli palestyńską w jej miejsce. Wszystko to zostało oczywiście nagrane.
Czytaj też: Polki w oblężonej Strefie Gazy
Izraelczycy „pukają w dach”
Bo mieszkańcy Gazy mają własne filmiki. Na jednym, nagranym zapewne z balkonu, widać serię wystrzeliwanych rakiet. Rozbłyskom na niebie towarzyszą okrzyki: „Allah Akbar!”. Słychać wypowiadane po arabsku przekleństwa pod adresem Izraelczyków. Tych kilkaset rakiet to miała być odpowiedź Hamasu na zniszczenie „ich” wieżowca. W 13-piętrowym budynku mieściły się ponoć biura i mieszkania organizacji, siedziba wywiadu, magazyny, wytwórnia rakiet. Armia Izraela zbombardowała też inny dziewięciopiętrowy dom, w którym mieli mieszkać hamasowcy.
W obu przypadkach zastosowano taktykę tzw. pukania w dach – najpierw odpalono kilka rakiet ostrzegawczych, bez ładunków wybuchowych, i wezwano do ewakuacji. Ppłk Conricus podkreśla, że w obu atakach na wieżowce udało się uniknąć ofiar cywilnych. Izrael był wielokrotnie oskarżany o to, że używa wobec Palestyńczyków w Gazie nieproporcjonalnej siły i atakuje cele niemilitarne. Dlatego i on na bieżąco relacjonuje wydarzenia, publikując materiały z własnych bombardowań, w tym zdjęcia ofiar.
Rzecznik izraelskiej armii jest w stałym kontakcie z mediami i też ma swoją rolę do odegrania. „Hamas jest na granicy wyczerpania, ale nie osłabnie w 24 godziny” – mówił Hidai Zilberman, co ma dodać otuchy i zarazem ostrzec Izraelczyków, że kryzysowa sytuacja jeszcze potrwa. Według źródeł izraelskiego wywiadu w rękach Hamasu może być nawet 30 tys. rakiet i pocisków moździerzowych, głównie domowej produkcji. – To potencjał małego europejskiego państwa – dodaje ppłk Conricus.
Wojsko informuje, że w tzw. uderzeniu celowym zabito dwóch wysokich przedstawicieli wywiadu Hamasu, co ma uzasadniać ataki i świadczyć o ich skuteczności; w środę potwierdzono zabicie kolejnych czterech dowódców. Ale ofiar cywilnych nie udaje się uniknąć. W Gazie zginęło już 36 osób, w tym dziesięcioro dzieci. – Informacje o ofiarach cywilnych podawane są przez ministerstwo zdrowia kontrolowane przez Hamas – podkreśla ppłk Conricus. – Atakujemy wyłącznie cele militarne, terrorystów, ich magazyny i infrastrukturę. Jesteśmy świadomi krytyki ze strony świata, ale robimy wszystko, by uniknąć ofiar cywilnych.
Czytaj też: Na kogo może liczyć Palestyna?
„Dlaczego go zabili?”
Zdjęcia i filmy z obu stron i z różnym przekazem natychmiast trafiają do mediów. Widać ludzi uciekających z niemowlętami na rękach, dzieci obsypane pyłem z sypiących się budynków, ciała. „Dlaczego go zabili? Zabijają, bo nie dosięga ich żadna kara” – mówi wzburzony mężczyzna, przedstawiany jako wujek zabitego w izraelskim nalocie 11-letniego Husajna. W narracji palestyńskiej budynki, które dla Izraela były siedzibami Hamasu, to „domy kobiet i dzieci”.
Na Twitterze uwagę ściąga filmik przedstawiający kilkulatka biegnącego w stronę konduktu, który niesie ciało jego zmarłego ojca. „Żegnaj” – krzyczy chłopiec i głośno płacze.
Mimo międzynarodowych apeli o deeskalację przemocy na razie się na to nie zanosi. Siłę chce pokazać i Izrael, i Hamas, który stroi się w piórka „obrońcy Al-Aksy”. Rakiety wystrzelił tuż po wygaśnięciu ultimatum, które postawił w poniedziałek: zażądał, by Izrael wycofał się ze Wzgórza Świątynnego i zwolnił wszystkich zatrzymanych w czasie zamieszek w Jerozolimie. Wojna na rakiety i obrazy trwa.
Czytaj też: Dlaczego nie da się rozwiązać konfliktu izraelsko-palestyńskiego