AGNIESZKA ZAGNER: Gdzie pan jest w tej chwili?
MOHAMMED ABU ZEID: W domu – z całą rodziną w mieście Gaza. Od czterech dni prawie w ogóle nie śpimy, siedzimy blisko drzwi. Boję się pójść nawet do toalety. Wczoraj było najgorzej, były bombardowania, obok naszego domu spadło 80 rakiet. Jest wiele zniszczeń na naszej ulicy, zawalonych kilka domów, zaledwie 200 m stąd został zbombardowany wieżowiec Al Shorouk. Wszystko obserwujemy z okien. Mieszkamy na czwartym piętrze siedmiopiętrowego domu, dookoła są wysokie wieżowce – strach być w domu, poza domem jeszcze gorzej. Najgorsze, że nie mamy dokąd uciec.
Co robicie, kiedy trwa bombardowanie? Gdzie możecie się schronić?
U nas nie jest tak jak w Izraelu – nie mamy ani opancerzonych pokoi, ani schronów. Pozostaje klatka schodowa, to teoretycznie najbezpieczniejsze miejsce w całym budynku. Nie ma syren, ostrzeżeń, że lecą rakiety – jakby były, pewnie nie byłoby tyle ofiar, może części osób udałoby się przeżyć. Dziś ministerstwo zdrowia podało, że w Gazie zginęło 200 ludzi, w tym 59 dzieci i 39 kobiet.
Izrael twierdzi, że za wszelką cenę próbuje unikać ofiar cywilnych. Temu służy m.in. pukanie w dach, telefony do mieszkańców budynków, które mają być zbombardowane.
Ale to nie wystarczy, o czym świadczą liczby ofiar. Na przykład moja pracownica, 30-letnia kobieta, zginęła z całą rodziną – to było ok. 40 osób mieszkających w jednym budynku. Ci ludzie nie mieli nic wspólnego z Hamasem. Nie wiem, dlaczego musieli zginąć, czy przez pomyłkę, czy celowo. To zbrodnia. Czasem Izraelczycy rzeczywiście zrzucają ostrzegawcze pociski na dach, ale najczęściej walą bez ostrzeżenia.