Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Białorusini w Polsce boją się o życie. Może polać się krew

Protest po zatrzymaniu Ramana Pratasiewicza. Warszawa, 24 maja 2021 r. Protest po zatrzymaniu Ramana Pratasiewicza. Warszawa, 24 maja 2021 r. Dawid Żuchowicz / Agencja Gazeta
Porwanie Ramana Pratasiewicza z pokładu zmuszonego do awaryjnego lądowania samolotu może być tylko początkiem krwawej rozprawy Aleksandra Łukaszenki z opozycją.

To, niestety, nie jest czarnowidztwo, tylko realia. Mówią o tym zresztą sami Białorusini szukający w Polsce bezpiecznego schronienia przed coraz bardziej radykalizującym się dyktatorem. „Wcześniej już dostawałem groźby, teraz to się nasiliło. Piszą mi, że jesteśmy następni w kolejce, że nie będą nas porywać i wywozić na Białoruś, tylko rozstrzelają w Warszawie. Piszą też, że wybuchnie nasze biuro” – mówił w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Sciapan Puciła, współpracownik Pratasiewicza i współzałożyciel opozycyjnego kanału Nexta, który od ponad roku mieszka w Warszawie.

Czytaj też: Dlaczego Polska jest bierna w sprawach białoruskich?

Ponury precedens Łukaszenki

Puciła nie przesadza. Porwania i zabójstwa działaczy opozycyjnych to specjalność chociażby Rosjan, którzy – również pod radziecką flagą – robią to od dziesięcioleci. Przykłady Aleksandra Litwinienki czy Skripalów zna chyba każdy, a nie jest tajemnicą, że rosyjskie i białoruskie służby ściśle ze sobą współpracują.

Do tego typu działań w ostatnich latach posuwali się również inni – m.in. Wietnamczycy, którzy w 2017 r. porwali z Niemiec dysydenta, a następnie przerzucili go przez Czechy do kraju. Reżim irańskich ajatollahów ma z kolei na sumieniu podstępne zwabianie opozycyjnych dziennikarzy do kraju i wykonywanie na nich wyroków śmierci. Podobnie, choć z użyciem służb konsularnych, postąpili Saudowie

  • Aleksandr Łukaszenka
  • Białoruś
  • Raman Pratasiewicz
  • Reklama