„Naprawdę usiłowałam przekonać Polskę i Węgry, by przystąpiły do Prokuratury Europejskiej. Trzeba przyznać, że ich odmowa pośrednio wpłynęła na stworzenie przepisów o warunkowości praworządnościowej w budżecie UE [zasada pieniądze za praworządność]” – mówiła dziś wiceszefowa Komisji Europejskiej Vera Jourova. Minister Zbigniew Ziobro w rozmowach z nią już kilka lat temu przekonywał, że Prokuratura Europejska uderzałaby w suwerenność polskich organów ścigania, a jej zadania mogą być wykonywane przez instytucje krajowe.
Do Prokuratury Europejskiej, którą kieruje Rumunka Laura Codruta Kövesi, nie dołączyło tylko pięć z 27 krajów, czyli również – tu także w uproszczeniu chodzi o niechęć do zacieśniania integracji w tej dziedzinie – Szwecja, Irlandia i Dania, która jest na stałe wyłączona ze współpracy w wymiarze sprawiedliwości na mocy wyjątków traktatowych z lat 90.
Czytaj też: Krajowy Plan Odbudowy. Bruksela chce lepszej kontroli wypłat
Prokuratura Europejska. Są pierwsze doniesienia
Europejską prokurator generalną Kövesi (ma siedmioletnią, nieodnawialną kadencję) wspomaga kolegium składające się z 22 „prokuratorów europejskich” (po jednym z każdego kraju) zatwierdzonych przez Radę UE. W trzyosobowych izbach nadzorują oni, koordynują i zatwierdzają kluczowe decyzje działających w macierzystych krajach „prokuratorów delegowanych” (co najmniej dwóch na państwo), pracujących zgodnie z prawem krajowym i występujących przed lokalnymi sądami.
Żadnych kandydatów na „prokuratorów delegowanych” nie wysunęła wciąż Słowenia. Zdaniem krytyków premier Janez Janšy umyślnie uderza w nową instytucję. „Nikt już nie może zatrzymać prac Prokuratury Europejskiej. Ale to brak lojalnej współpracy ze strony Słowenii podważa zaufanie w system zarządzania funduszami w tym kraju” – komentowała dziś Kövesi. Badanie podejrzeń o przekręty jest zatem od dziś objęte uprawnieniami Prokuratury Europejskiej, choć bez słoweńskich „prokuratorów delegowanych” będzie bardzo ciężko.
Prokuratura Europejska, z główną siedzibą w Luksemburgu, już dziś zarejestrowała kilka pierwszych doniesień z Niemiec i Włoch. Ma walczyć z oszustwami w sprawie wydatków i przychodów budżetu UE (w tym Funduszu Odbudowy), korupcją, praniem pieniędzy wyłudzonych z budżetu i z przekrętami vatowskimi, jeśli są ponadgraniczne i opiewają na co najmniej 10 mln euro. Informacje o takich przekrętach powinny przekazywać do Luksemburga władze i inne instytucje krajowe, Prokuratura Europejska będzie też podejmować sprawy nagłośnione przez media i ze zgłoszeń od zwykłych obywateli (m.in. za pomocą formularza internetowego). Jeśli podejrzenia dotyczyłyby kwoty mniejszej niż 100 tys. euro, Prokuratura Europejska będzie mogła zdecydować o pozostawieniu ich w rękach prokuratur krajowych.
Kövesi została wybrana na prokurator generalną przez europarlament i unijne kraje w Radzie UE już w 2019 r. i mimo sprzeciwu władz w Bukareszcie. Kövesi była prokurator generalną Rumunii (2006–12), a potem główną prokurator Krajowego Biura Antykorupcyjnego, w którym kilkakrotnie podniosła wykrywalność. W 2018 r. rząd tego kraju doprowadził do jej usunięcia z urzędu z obaw przed kolejnymi śledztwami. Ostatecznie po długich przepychankach z Rumunami w Radzie UE Emmanuel Macron zdecydował o wycofaniu – też świetnie ocenianego – kandydata francuskiego, by pomóc Kövesi w uzyskaniu wymaganej większości głosów.
Czytaj też: Sztuka dzielenia. Rząd PiS daje swoim samorządom
Zostaje reguła „pieniądze za praworządność”
Węgry już podpisały umowę o dość luźno rozumianej „współpracy” z Prokuraturą Europejską, do podobnego porozumienia – jak poinformowano dziś w Luksemburgu – szykuje się Polska. Deklarowana od kilku lat decyzja Budapesztu, by nie przystępować do Prokuratury Europejskiej, była jedną z głównych przyczyn prac nad regułą „pieniądze za praworządność”. Potem doszedł przypadek Węgier (doniesienia o przekrętach z funduszami), a kolejne pisowskie zmiany w sądownictwie tylko dodały sprawie impetu.
Rozporządzenie „pieniądze za praworządność” pozwala na cięcie funduszy w przypadkach naruszeń z „dostatecznie bezpośrednim wpływem na zarządzanie funduszami UE i ochronę interesów Unii” (lub „poważnym ryzykiem”, że do tego dochodzi). Teoretycznie obowiązuje od stycznia, w rzeczywistości zostało na długo zamrożone decyzjami szczytu z grudnia 2020 r. Obiecano wtedy Viktorowi Orbánowi i Mateuszowi Morawieckiemu, że Komisja Europejska zaczeka z ewentualnymi propozycjami zawieszenia funduszy na wyrok TSUE w sprawie wniosku Warszawy i Budapesztu o anulowanie rozporządzenia jako „niezgodnego z traktatami”.
Europosłowie ostrzegają KE, że teraz to oni mogą zaskarżyć ją do TSUE za niewypełnianie obowiązków, czyli niestosowanie reguły „pieniądze za praworządność”. Wprawdzie termin „ultimatum” mija dziś, ale Komisja dopiero szykuje projekt „wytycznych” do rozporządzenia. Zamierza je sfinalizować i zastosować po wyroku TSUE, czyli raczej nie w tym roku.
Czytaj też: Fundusz Odbudowy. W co gra PiS, a w co opozycja