Wielka Brytania się otwiera, świat patrzy z przerażeniem. Wszyscy za to zapłacimy?
Brytyjczycy na ten dzień czekali tak długo, że powstało wokół niego już nawet coś na kształt narodowej mitologii i pandemicznego symbolizmu. Nazywany od tygodni „Dniem Wolności” pierwotnie wydarzyć miał się 21 czerwca – wtedy właśnie, zgodnie z ustalonym wiosną kalendarzem stopniowego eliminowania podyktowanych zarazą ograniczeń, życie społeczne w Wielkiej Brytanii miało wrócić do czasów przedpandemicznych. Chociaż władze przywracały je do normy stopniowo od miesięcy, nadal nie można było swobodnie i bez limitów spotykać się pomiędzy rodzinami, zamknięte – ciągiem od marca 2020 r. – pozostawały też dyskoteki i kluby nocne. Zwłaszcza właściciele tych ostatnich głośno sprzeciwiali się utrzymywaniu restrykcji, podkreślając, że ich lokale nie stanowią większego zagrożenia epidemicznego od restauracji czy obiektów sportowych, a przedłużanie zamknięcia powoli wykrwawia ich biznes.
Czytaj także: Wielka Brytania była liderem szczepień. Więc co poszło nie tak?
„Dzień Wolności” przesunięty o miesiąc
I kiedy sporo brytyjskich redakcji miało już przygotowane specjalne ramówki na „Dzień Wolności”, Boris Johnson nieco niespodziewanie go odwołał. A dokładnie – przesunął o miesiąc, zaalarmowany wzrostem zakażeń, większą liczbą hospitalizacji i przede wszystkim