Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Wielka Brytania się otwiera, świat patrzy z przerażeniem. Wszyscy za to zapłacimy?

Wielki napis „Witajcie z powrotem” na Piccadilly Circus w Londynie Wielki napis „Witajcie z powrotem” na Piccadilly Circus w Londynie Stephen Chung / Zuma Press / Forum
Choć liczba nowych zakażeń rośnie na Wyspach prawie najszybciej na świecie, Boris Johnson zdecydował się na zniesienie ostatnich pandemicznych restrykcji. Przyznaje, że to posunięcie ryzykowne, w dodatku jego skutki sam oglądać będzie w autoizolacji.

Brytyjczycy na ten dzień czekali tak długo, że powstało wokół niego już nawet coś na kształt narodowej mitologii i pandemicznego symbolizmu. Nazywany od tygodni „Dniem Wolności” pierwotnie wydarzyć miał się 21 czerwca – wtedy właśnie, zgodnie z ustalonym wiosną kalendarzem stopniowego eliminowania podyktowanych zarazą ograniczeń, życie społeczne w Wielkiej Brytanii miało wrócić do czasów przedpandemicznych. Chociaż władze przywracały je do normy stopniowo od miesięcy, nadal nie można było swobodnie i bez limitów spotykać się pomiędzy rodzinami, zamknięte – ciągiem od marca 2020 r. – pozostawały też dyskoteki i kluby nocne. Zwłaszcza właściciele tych ostatnich głośno sprzeciwiali się utrzymywaniu restrykcji, podkreślając, że ich lokale nie stanowią większego zagrożenia epidemicznego od restauracji czy obiektów sportowych, a przedłużanie zamknięcia powoli wykrwawia ich biznes.

Czytaj także: Wielka Brytania była liderem szczepień. Więc co poszło nie tak?

„Dzień Wolności” przesunięty o miesiąc

I kiedy sporo brytyjskich redakcji miało już przygotowane specjalne ramówki na „Dzień Wolności”, Boris Johnson nieco niespodziewanie go odwołał. A dokładnie – przesunął o miesiąc, zaalarmowany wzrostem zakażeń, większą liczbą hospitalizacji i przede wszystkim

  • koronawirus w Wielkiej Brytanii
  • Wielka Brytania
  • Reklama