Prezydent zdecydował się na odtajnienie raportu po naciskach ze strony rodzin ofiar ataku 9/11, które oświadczyły, że jeśli tego nie uczyni, nie będzie mile widzianym uczestnikiem obchodów 20. rocznicy tragicznego zamachu. Joe Biden wziął oczywiście udział w sobotnich uroczystościach, a następnego dnia rano media podały wiadomość o udostępnieniu raportu opinii publicznej.
Adam Szostkiewicz: Dwie wieże, dwaj bracia
Atak na WTC. Nieprzypadkowe kontakty saudyjskich urzędników
W ujawnionej, ale ocenzurowanej 16-stronicowej części raportu podsumowującego śledztwo pod kryptonimem „Operation ENCORE” (Operacja bis) mowa jest o dwóch przebywających w USA obywatelach Arabii Saudyjskiej, z których jeden – Fahad al-Thumairy – miał paszport dyplomatyczny, a drugi – Omar al-Bayoumi – pracował dla rządu saudyjskiego. Ich kontakty z dwoma porywaczami samolotów Nawafem al-Hazmi i Khalidem al-Mihdharem były odnotowane już w raporcie specjalnej komisji do spraw ataku 9/11, opublikowanym w 2004 r., ale oceniono je w nim jako „przypadkowe” i bez większego znaczenia.
Z najnowszego raportu FBI wynika, że przypadkowe wcale nie były i obaj Saudyjczycy pomagali terrorystom, chociaż nie zawsze bezpośrednio, tylko posługując się innymi osobami.
Współpracownik al-Thumairego pomagał im, gdy terroryści przybyli do Los Angeles ponad rok przed zamachem, i miał komuś powiedzieć, że to „bardzo ważne osoby”. Bayoumi spotkał się z przyszłymi porywaczami w restauracji, gdzie długo z nimi rozmawiał. Jak relacjonował jeden z cytowanych w raporcie świadków, Bayoumi powiedział, że muzułmańska społeczność „musi podjąć działania” i że prowadzi świętą wojnę z niewiernymi. Kontaktował się również z islamskimi terrorystami, którzy przeprowadzili pierwszy atak na World Trade Center w 1993 r., podkładając bombę w podziemiach budynku (zginęło siedem osób). Analiza telefonów al-Thumairego wykazała z kolei, że miał powiązania z terrorystą, który podłożył bombę na lotnisku w Los Angeles w Sylwestra 2000 r.
Rząd Arabii Saudyjskiej od początku twierdził, że z atakiem 9/11 nie miał nic wspólnego. Przed ujawnieniem raportu FBI oświadczył, że czeka na niego, bo jest przekonany, że dokument ten rozproszy wszelkie wątpliwości. Oświadczenia Rijadu sugerują, że wspomniani w raporcie Saudyjczycy mogli pomagać terrorystom niejako na własną rękę, bez upoważnienia rządu.
Czytaj też: 9/11. W chwili ataku w wieżach WTC było 25 tys. ludzi
Amerykański kłopot z saudyjskim sojusznikiem
Wielu komentatorów w USA oraz część rodzin ofiar ataku 9/11 jest przekonanych, że administracja Bidena – tak jak wcześniej George′a W. Busha (2001–09) – stara się ukryć czy też bagatelizować ewentualny udział rządu saudyjskiego w najtragiczniejszym w skutkach zamachu na USA od ataku na Pearl Harbor w grudniu 1941 r. Przypomina się, że 15 z 19 członków samobójczego komanda Al-Kaidy, którzy porwali cztery samoloty i staranowali nimi wieżowce WTC i Pentagon (czwarty samolot rozbił się w Pensylwanii, kiedy pasażerowie próbowali obezwładnić terrorystów i przejąć jego stery), było obywatelami Arabii Saudyjskiej.
Waszyngton ma powody, by przemilczać rolę tego kraju w ataku 9/11 czy szerzej: rozwoju globalnego dżihadyzmu. Edukacja i propaganda w saudyjskiej monarchii znajduje się pod kontrolą duchownych z ultrakonserwatywnej odmiany islamu, wahabbitów, którzy sprawują tam rząd dusz i za sprawą których system sprawiedliwości opiera się na prawie szariatu. Na porządku dziennym jest obcinanie rąk za kradzież, kamienowanie kobiet za cudzołóstwo i ścinanie głów zabójcom. Rodzina królewska rządzi po dyktatorsku, nie tolerując opozycji. Najpewniej na polecenie faktycznego władcy w Rijadzie księcia Mohameda bin Salmana wysłani z Rijadu agenci zamordowali w Stambule w 2018 r. saudyjskiego dziennikarza Dżamala Chaszodżdżiego.
Z drugiej strony od 1945 r. Arabia Saudyjska jest sojusznikiem USA, traktowanym jako kluczowy filar stabilizacji na Bliskim Wschodzie dzięki strategicznemu położeniu, ogromnym złożom ropy naftowej i swej roli jako centrum islamu sunnickiego, którego wyznawcy pielgrzymują do Mekki. Monarchia w Rijadzie zwalcza terroryzm islamski – wódz Al-Kaidy Osama bin Laden został wydalony z Arabii Saudyjskiej – i współpracuje na tym polu z Waszyngtonem.
Za rządów Donalda Trumpa stosunki z tym krajem jeszcze bardziej się zacieśniły. Za kadencji Bidena powracają niejako do normy, chociaż co jakiś czas w USA nasilają się głosy, że czas więzi rozluźnić lub nawet zerwać. Biden wycofał niedawno z Arabii Saudyjskiej baterie obrony antyrakietowej. Nadal jednak, dopóki groźba ze strony Al-Kaidy i Państwa Islamskiego – które po wycofaniu się Amerykanów z Afganistanu mogą urosnąć w siłę – pozostaje aktualna, Stany będą potrzebowały wsparcia Rijadu w zwalczaniu globalnego terroryzmu.
Czytaj też: Życie bez wież