Amerykański Departament Obrony przyznał, że w ataku rakietowym w Kabulu 29 sierpnia nie zginęli agenci Państwa Islamskiego (ISIS), jak podawano wcześniej, tylko dziesięciu cywilów niemających nic wspólnego z terrorystami, w tym siedmioro dzieci. Tragiczna w skutkach pomyłka nałożyła się na całą serię porażek administracji Joe Bidena w ostatnich tygodniach, wykorzystywanych do atakowania prezydenta przez republikanów. Dostarczyła też dodatkowych argumentów krytykom zarządzonego przez Bidena wycofania wojsk USA z Afganistanu.
Czytaj też: Afganistan i Irak. Hegemon ma dość
Kabul. Fatalny atak drona
Na briefingu w piątek szef Centralnego Dowództwa wojsk USA gen. Kenneth F. McKenzie powiedział, że decyzję o ataku podjęto na podstawie danych wywiadu, które wydawały się wiarygodne. Według tych informacji w ostrzelanym samochodzie, białej toyocie corolla, przewożono bombę na lotnisko w Kabulu. Parę dni wcześniej w samobójczym zamachu zorganizowanym przez ISIS zginęło 140 osób, w tym 13 żołnierzy amerykańskich.
Okazało się, że kierowca toyoty Zemari Ahmadi nie miał nic wspólnego z dżihadystami i w dodatku pracował jako inżynier elektryk dla amerykańskiej firmy Nutrition and Education International, jednej z wielu organizacji pomocowych w Afganistanie.