Dzisiaj socjaldemokraci (SPD), Zieloni i liberałowie (FDP) pochwalili się zakończeniem negocjacji i niespełna dwa miesiące po wyborach parlamentarnych przedstawili umowę koalicyjną. Co prawda trzy partie muszą jeszcze zatwierdzić porozumienie na specjalnych kongresach lub w głosowaniu wszystkich członków, ale z tym nie powinno być problemów. Wiele wskazuje na to, że już na początku grudnia (być może w mikołajki) Olaf Scholz zostanie wybrany nowym kanclerzem i zastąpi na tym stanowisku Angelę Merkel.
Po wrześniowych wyborach wydawało się, że rozmowy między SPD, Zielonymi i FDP toczyć się będą bardzo długo, a ich pozytywny finał nie był wcale przesądzony. Taka koalicja nigdy dotychczas nie rządziła Niemcami, a zwłaszcza Zieloni i liberałowie od dawna zawzięcie się atakowali.
Adam Krzemiński: Era Angeli Merkel
SPD, FDP i Zieloni znów będą rządzić
Trzy partie najwidoczniej uznały, że nie chcą zmarnować tej wyjątkowej dla siebie szansy. SPD po 16 latach przerwy znowu będzie mieć kanclerza, a do tego wreszcie w koalicji zacznie odgrywać wiodącą rolę. Zieloni wracają do rządu również po 16 latach przerwy, a liberałowie po ośmioletniej absencji. Socjaldemokraci poza urzędem kanclerskim dostaną sześć resortów, Zieloni pięć, a FDP cztery.
Wicekanclerzem zostanie Robert Habeck z Zielonych, ale to Christian Lindner z FDP obejmie fotel ministra finansów. Każde z ugrupowań wie, że choć przechodząca do opozycji chadecja (CDU i bawarska CSU) jest mocno osłabiona i zaczyna szukać nowego lidera, będzie od początku ostro krytykować nową koalicję. Trzeba zatem zewrzeć szyki i pokazać Niemcom, że zmiana na szczytach władzy to nowa energia i nowe pomysły.
Niemcy. Nowa władza, nowe pomysły
Niektóre z nich są na pewno bardzo medialne – jak stopniowa liberalizacja dostępu do marihuany czy wprowadzenie prawa głosu dla 16- i 17-latków. Kłopot w tym, że koalicja „świateł drogowych” (kolor czerwony reprezentuje SPD, żółty – FDP, do tego oczywiście Zieloni) dochodzi do władzy w wyjątkowo dramatycznych okolicznościach. Czwarta fala pandemii dotyka Niemcy w stopniu, jakiego nikt się nie spodziewał. Dzienna liczba zakażeń przekracza 60 tys., prawie 30 proc. populacji pozostaje niezaszczepione, a miejsca na oddziałach intensywnej terapii w najbardziej dotkniętych regionach szybko się kończą.
Odchodząca chadecja już krytykuje nową koalicję za brak pomysłu na przełamanie czwartej fali. Pełnego lockdownu w Niemczech ma nie być, ale nie wiadomo, czy wystarczą dotychczasowe środki. Takie jak żądanie w miejscach pracy certyfikatu szczepienia, ozdrowienia, aktualnego wyniku testu albo maksymalne ograniczanie dostępu do różnych wydarzeń i miejsc dla niezaszczepionych.
Jednak nowa koalicja stara się przekonać obywateli, że zdaje sobie sprawę z wyzwań – nie tylko pandemicznych, ale i dotyczących dalszej przyszłości. Każda z partii może wskazać na swoje akcenty we wspólnym programie. Socjaldemokraci przeforsowali podwyżkę płacy minimalnej do 12 euro za godzinę i zmiany w zasiłkach dla bezrobotnych. Zieloni chwalą się zobowiązaniem do ogromnych inwestycji w energetykę odnawialną (ma zapewnić aż 80 proc. prądu pod koniec dekady), szybkim rozwojem elektromobilności (15 mln pojazdów elektrycznych w 2030 r., niedługo potem zakaz sprzedaży samochodów spalinowych), a do tego zamknięciem elektrowni węglowych już w 2030 r. (planowano to zrobić w 2038).
Z kolei liberalna FDP chce być elementem korygującym zbyt lewicowo-interwencyjne pomysły pozostałych koalicjantów. Dzięki niej np. dalej na części autostrad nie będzie limitu prędkości dla samochodów osobowych. FDP zapobiegła również podwyżkom podatków dla najbogatszych, jakie planowali SPD i Zieloni.
Czytaj też: Czy Niemcy poradzili sobie z uchodźcami?
Olaf Scholz. Nowy kanclerz Niemiec
Zwornikiem koalicji musi być nowy kanclerz Olaf Scholz, postać Niemcom bardzo dobrze znana. Już w 2002 r. był sekretarzem generalnym socjaldemokracji, od 2011 do 2018 r. rządził jako burmistrz Hamburgiem, a od 2018 aż do teraz pełnił funkcję ministra finansów i jednocześnie wicekanclerza u boku Angeli Merkel.
Nie znaczy to, że jego kariera to pasmo samych sukcesów. Przegrał wybory o fotel przewodniczącego SPD w 2019 r., ale ta sama partia dwa lata później to właśnie jemu zaufała i wybrała go jako kandydata na kanclerza. W kampanii wykorzystał potknięcia rywali z CDU i Zielonych. Dla Niemców jest przede wszystkim przewidywalnym, godnym zaufania politykiem, który choć nie ma specjalnej charyzmy, kojarzy się z umiarkowaniem i gotowością do kompromisów. Scholz nie jest oczywiście kopią Merkel, ale jego sposób uprawiania polityki okazuje się bardzo podobny.
Czytaj też: Niemiecka armia znów z poboru?
Koalicja „świateł drogowych”
Przed koalicją wielkie wyzwania – najpierw trzeba opanować sytuację pandemiczną, a potem zacząć przestawiać ogromną gospodarkę na bardziej zielone tory, chroniąc przy tym jej innowacyjność i konkurencyjność. I znaleźć na to środki, nie podnosząc podatków i nie zadłużając się bez opamiętania. Okazji do napięć między partnerami nie zabraknie, bo przecież Zieloni chcą mocno zwiększać wydatki na potrzeby zielonej rewolucji, za to FDP dba o wizerunek partii walczącej o dyscyplinę budżetową. Bardziej harmonijna powinna być współpraca w ramach polityki zagranicznej, bo wszystkie partie są mocno proeuropejskie, a żadna z nich nie będzie mieć specjalnej wyrozumiałości ani dla Putina, ani dla polityki prowadzonej przez rządy Polski czy Węgier.
Jednak to tematy wewnętrzne, a nie zagraniczne, są dziś dla Niemców najważniejsze. Czy koalicja „świateł drogowych” przetrwa cztery lata, czy też czeka ją twarde zderzenie z rzeczywistością? Tego dziś nikt nie jest w stanie przewidzieć. Ale na razie trójka partnerów wydaje się sobą zachwycona, jakby właśnie wracali z miodowego miesiąca.
Czytaj też: Koniec ery. Ostatnie spotkanie Merkel i Putina