Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Polacy wracają z Norwegii? To nie takie proste

Centrum Oslo podczas pandemii. W 2020 r. odwołano paradę z okazji majowego Dnia Konstytucji. Centrum Oslo podczas pandemii. W 2020 r. odwołano paradę z okazji majowego Dnia Konstytucji. Fredrik Naumann / Panos Pictures / Forum
Norwegia traci na atrakcyjności wśród tych Polaków, którzy wybrali ją tylko z powodów finansowych. Chętnie zarobią, ale nawet po wielu latach emigracji mówią, że język, ustrój, kultura są dla nich wyzwaniem.

Przez polskie media w ostatnich dniach przeszła fala tekstów o tym, że polscy imigranci masowo opuszczają Norwegię. Media narodowe dodawały, że to przede wszystkim efekt wzrostu płac w Polsce pod rządami PiS, a także spadku kursu norweskiej korony. Jak to wygląda na miejscu?

Polacy od lat stanowią najliczniejszą po samych Norwegach grupę etniczną w kraju. Według danych Centralnego Urzędu Statystycznego (Statistisk sentralbyrå) w 2021 r. było nas tu, razem z urodzonymi na miejscu dziećmi, 117 tys. w ponadpięciomilionowym kraju. Pracownicy szarej strefy mogą znacząco podnosić te statystyki. Od wstąpienia Polski do Unii Europejskiej liczba migrujących do Norwegii rosła skokowo od kilku tysięcy osób w 2004 r., czasem dwukrotnie w ciągu roku. W ostatnich kilku latach statystyki utrzymują się na niemal niezmiennym poziomie. Najwięcej po Polakach jest w Norwegii Litwinów – 48 564.

Czy teraz liczba Polaków w Norwegii zaczęła spadać? I czy wpływ na to miały rządy PiS? Prof. Marta Bivand Erdal, współkierująca norweskim Centrum Badań nad Migracją PRIO: – Trudno powiedzieć. Ponad 100 tys. Polaków w Norwegii reprezentuje pełne spektrum polityczne. Przy podejmowaniu decyzji o pozostaniu lub powrocie jedni kierują się kwestiami finansowymi, dla innych ważna jest również sytuacja społeczna i polityczna. Pytanie, jakie się teraz pojawia, to czy po pandemii liczba Polaków i innych migrantów z Europy Wschodniej zmaleje na stałe. Na norweskim rynku pracy są bardzo potrzebni.

Czytaj też: Norwegia, kraj ekościemy

Ci, którzy wyjeżdżają

Migranci sprowadzający się do Norwegii dość wyraźnie dzielą się na dwie grupy. Jedni przyjeżdżają przede wszystkim po pieniądze. Pozostali także z powodu innych wartości, choć oczywiście te motywacje potrafią się ze sobą mieszać.

W przeciwieństwie do emigracji zarobkowej spoza Europy czy migrantów o statusie uchodźców obywatele Europejskiego Obszaru Gospodarczego muszą faktycznie odnaleźć się w Norwegii sami. Państwowa polityka integracyjna, w tym wsparcie w nauce języka, Polaków nie dotyczy. Jesteśmy tu ekspatami, Europejczykami, których stać na wybór. Areną organicznej integracji staje się więc przede wszystkim rynek pracy.

W płatną naukę języka inwestuje troje z dziesięciu polskich emigrantów zarobkowych. Dla porównania: z kursów norweskiego korzysta siedmiu na dziesięciu Litwinów. – Migranci, którzy przyjeżdżają do Norwegii na kontrakt, a najbliższą rodzinę mają w Polsce, nie inwestują w poznawanie języka i tutejszych kodów kulturowych – mówi etnolożka mieszkająca w Norwegii dr Monika Sokół-Rudowska. Doktoryzowała się w dziedzinie migracji Polaków do Norwegii na UJ.

Dr Sokół-Rudowska podkreśla, że stosunek do nauki języka może być zależny od sytuacji osobistej. – Polacy stanowią największą grupę imigrancką w Norwegii, a ich kontakty towarzyskie często ograniczają się niemal wyłącznie do własnego kręgu. W tej sytuacji może dochodzić do gettoizacji, przede wszystkim wśród pracowników branży budowlanej. Sytuacja ulega zmianie w momencie sprowadzenia rodziny, szczególnie przy posłaniu dziecka do szkoły. To czynnik mający bardzo duże znaczenie w procesie integracji.

Piotr Wiśniewski, pracujący w branży filmowej i fotograficznej w Oslo, naukę języka od początku traktował priorytetowo: – ​​Norweski to klucz do serc tubylców, którzy wbrew stereotypom są ciepłymi, rodzinnymi ludźmi, zakochanymi w pięknie otaczającej ich natury. Także klucz do kultury – czynnego uczestniczenia w wydarzeniach, dostępu do literatury, historii, bezpośredniego czucia norweskiej duszy poprzez niuanse języka i jego dialektów.

Polska emigracja zarobkowa przenosi się teraz częściowo do Niemiec, czasem zatacza koło, kończąc w Polsce. Nawet tej dzisiejszej – stan kraju schodzi na plan dalszy wobec finansowej możliwości powrotu. Według Instytutu Pracy i Badań Społecznych FAFO (Fagbevegelsens senter for forskning, utredning og dokumentasjon) 18 proc. polskich pracowników rozważa powrót, pozostałe 10 proc. się waha. Powroty w czasie pandemii nabrały tylko tempa, szczególnie wśród pracowników żyjących wahadłowo między domem w Polsce a kwaterą w Norwegii. Kiedy takie kołowanie zaczęło być trudne, część po prostu z niego zrezygnowała.

Czytaj też: Zatrute fiordy

Ci, którzy zostają

Według badania FAFO dwa czynniki decydujące w oczach Polaków o pozostaniu w Norwegii to dobre traktowanie w pracy i zadowalające warunki mieszkaniowe. Agata Łazor pracuje w wyuczonym w Polsce zawodzie – jako nauczycielka norweskiego. Reprezentuje emigrację nie tylko ekonomiczną. – Wyjechałam do Norwegii w 2015 r., marzyłam o tym od lat. Moja emigracja ma podłoże kulturowe. Nie jest oczywiście różowo i idealnie – tak nie jest przecież nigdzie – ale podoba mi się równouprawnienie, większy szacunek i zrozumienie dla tych, którzy odbiegają od standardu, zaufanie ludzi do siebie nawzajem, aparat państwowy przyjazny obywatelowi oraz to, jak działają szkoły i edukacja generalnie.

Kobiety, zwłaszcza matki, przewagą 9 pkt. proc. odnajdują się w Norwegii lepiej niż ich partnerzy. Porównując z osobami bezdzietnymi: wśród rodziców jest znacznie więcej osób, które nie planują dla siebie i dzieci życia w Polsce (79 do 56 proc.). Dodatkowo dla 85 proc. kobiet argumentem za pozostaniem jest dobrostan rodziny – w wypadku mężczyzn to 59 proc.

Joanna Hypszer pracuje naukowo, pisze doktorat z koptologii na uniwersytecie w Oslo. – Z warunków pracy jestem bardzo zadowolona, przede wszystkim jako świeżo upieczona matka. Dostaję dużo wolności w godzinach pracy i zrozumienia dla mojego rodzicielstwa. W czasie pandemii nie byłam zostawiona sama sobie. Jest oczywiście miejsce do poprawy, ale porównując cztery kraje, w których mieszkałam: Polskę, Wielką Brytanię, Niemcy i Norwegię, to tu mam najlepsze warunki.

Kobiety nieco lepiej radzą też sobie z norweskim. Z badań FAFO wynika, że na biegłość językową wpływa po prostu stopień zaangażowania w rodzicielstwo, poziom uczestnictwa w życiu edukacyjnym i społecznym dziecka.

Czytaj też: Dobro dzieci po norwesku

Jak utrzymać pracowników w Norwegii?

Norweskie Stowarzyszenie Przemysłu Budowlanego zauważa odpływ pracowników z Europy Wschodniej, co zwiastuje utrudnienia w realizacji wielu projektów w nadchodzących latach. Szczególnie budynków użyteczności publicznej, takich jak szpitale i szkoły, za które przed społeczeństwem odpowiada władza.

Sytuacja Polaków na rynku pracy się wzmacnia. Jeszcze w 2006 r. socjaldemokratyczny rząd premiera Jensa Stoltenberga lansował program przeciwdziałania dumpingowi socjalnemu. To zjawisko łamania wobec zagranicznych pracowników przepisów dotyczących zdrowia, bezpieczeństwa, czasu pracy, standardu mieszkaniowego. A przede wszystkim zaniżanie ich zarobków w porównaniu z norweskimi, na czym tracą wszyscy pracownicy.

Obecny rząd próbuje przeciwdziałać odpływowi polskich rąk z rynku pracy. „Najwyższy czas wzmocnić pozycję pracownika” – mówił w telewizji publicznej NRK Jon Erik Dølvik, zajmujący się w FAFO badaniami nad emigracją zarobkową. Wśród narzędzi zabezpieczających równość praw powszechne są zbiorowe umowy pracy. Urząd Nadzoru Pracy zwiększył też kontrolę nad przestrzeganiem przepisów przez pracodawców. A także rozbudował doradztwo i skierował kampanię informacyjną do emigrantów zarobkowych.

Sami pracownicy też działają na rzecz wzajemnego bezpieczeństwa. Tu przykładem może być organizacja Współpraca Przeciw Pracy na Czarno (Samarbeid Mot Svart Økonomi), a ostatnim osiągnięciem jest założenie w branży budowlanej Fair Play Bygg Norge.

Problemem polskiej emigracji zarobkowej jest jednak niewielka aktywność w ramach takich inicjatyw, niewystarczający poziom wiedzy o ustroju, w którym żyje, słabe zaangażowanie we współpracę związkową z Norwegami. Stopień zrzeszania pracowników wynosi ok. 50 proc., samych Polaków – niemal o połowę mniej. Choć w Polsce członkostwo w związkach zawodowych jest jeszcze niższe (13 proc. według CBOS, przy europejskiej średniej 23 proc.).

Wracamy tu do punktu wyjścia. Ci, którzy przyjechali wyłącznie po pieniądze, często nie przekroczą progu integracji. Nie chcą lub nie umieją się politycznie i społecznie odnaleźć. Stąd paradoksalna łatwość w zamianie jednej emigracji zarobkowej na drugą czy na powrót do Polski.

Czytaj też: Na krańcach Norwegii

Satysfakcja z życia

Piotr Bukowski, pracujący w branży hotelarskiej w Oslo, przygotowuje się do powrotu po sześciu latach emigracji. Żona i dzieci już wróciły. – Wracamy do Polski, bo w kraju dzieci mają większe możliwości rozwoju. Najstarszy syn jest dzieckiem uzdolnionym, norweski system szkolny wygaszał w nim chęć zdobywania wiedzy. Zależało nam też, aby nasze dzieci miały określoną tożsamość narodową. Do tego, po osiągnięciu pewnego pułapu w karierze zawodowej, ciężko było się wybić wyżej z uwagi na pochodzenie. Polaków traktuje się tu gorzej.

Są też rodziny, którym do podjęcia decyzji o powrocie wystarczyły konsekwencje pandemii. Piotr Kukla miał przez wiele lat stałą pracę w Norwegii jako cieśla konstrukcyjny. Razem z żoną i urodzonymi tu dziećmi (5- i 18-miesięcznym) wrócili właśnie do Polski. Chwalą sobie życie w Norwegii, ale przeważyły utrudnienia w podróżowaniu podczas pandemii: – Wielkanoc i Boże Narodzenie bez rodziny z Polski nas pospieszyły. Żonie bardziej podoba się życie w Norwegii, ale wygrywa rodzina, rodzice.

– Dzisiejsza migracja na świecie jest transnarodowa, nie wymaga zerwania więzi kulturowych. Internet, telefony, tanie linie lotnicze pozwalają być na bieżąco z bliskimi i swoim krajem. A pandemia to zmieniła – dodaje dr Monika Sokół-Rudowska. – Pojawił się dyskomfort związany z brakiem możliwości spotkania z rodziną. Wracają też osoby, które się w Norwegii nie zadomowiły, nie znalazły dobrej pracy.

Czytaj też: Czym się różni norweskie i polskie podejście do tożsamości

Tęczowa emigracja

Ostatnie doniesienia medialne i raport FAFO nie obejmują jeszcze najnowszej grupy Polaków w Norwegii, przebywającej tu od kilku lat, ani tej, która nie identyfikuje się jedynie z celem zarobkowym, tylko również z bezpieczeństwem materialnym, kapitałem społecznym, przyszłością klimatyczną, wolnością nauki.

Karol Matuszak jest studentem trzeciego roku aktorstwa na Norweskiej Akademii Teatralnej we Fredrikstad. W weekendy pracuje jako recepcjonista w jednym z hoteli w Oslo. Doświadczenia z pracy ocenia bardzo pozytywnie: zarobki, atmosferę w zespole, proekologiczne wartości firmy. Zostaje w Norwegii na dłużej przede wszystkim ze względu socjaldemokratyczną mentalność.

Z Polski wyjechał z powodu dyskryminacji: – Mój wyjazd miał zdecydowanie podłoże polityczne. Ewakuowałem się jeszcze w 2012 r., nie spodziewałem się, że sytuacja polityczna tak bardzo się pogorszy pod względem praw człowieka, wartości demokratycznych i wolności obywatelskich. Reprezentuję tęczową migrację – wyjechałem z Polski, bo gejom żyło się w tamtej Polsce średnio, dziś tragicznie. W Norwegii, w Danii jestem sobą i nie muszę niczego udawać. Ludzie szanują się niezależnie od tożsamości.

Tęczową emigrację współtworzą też Piotr Wiśniewski i jego partner. Piotr przyjechał do Oslo sześć lat temu, organizuje fotograficzne wyprawy polarne i pracuje w Cinematece kultowym kinie Norweskiego Instytutu Filmowego. Jest jednym z ostatnich czynnych zawodowo kinooperatorów w Europie, biegłych w obsłudze historycznych kopii filmowych. – Warunki pracy mam doskonałe. Jestem częścią zgranego teamu, w którym wszystkie decyzje zapadają wspólnie. Norwegia jest ostoją spokoju, normalności i zaufania społecznego.

Decydująca jest też skandynawska natura. Zarobki pozwalają mu na pracę w niepełnym wymiarze, co jest tu dość częste, ma więc i czas, i energię na korzystanie z jej piękna. – Dla ludzi kochających przyrodę to kraj idealny do życia. Szczególnie Oslo jako stolica jest ewenementem w Europie: miasto jest rozłożone między pięknym i ciepłym Oslofjorden z jednej strony a lesistymi wzgórzami Marki z drugiej. Mieszkamy na jednej z wysp, latem niemal codziennie, a zimą czasami kąpiemy się w jego krystalicznej wodzie, pływamy kajakami, nurkujemy. Od listopada do kwietnia jeździmy na nartach. Po mieście poruszam się rowerem, korzystając z doskonałych ścieżek rowerowych.

Joanna Hypszer: – W Norwegii czuję się traktowana na równi z naukowczyniami i naukowcami starszymi stażem. Jeśli nie wyjechałabym wcześniej, w 2008 r., na pewno nie zostałabym teraz w pisowskiej Polsce. Odwiedziłam rodziców w te święta i wiem, że nie wyobrażam już sobie życia w niej na dłużej.

Czytaj też: Polska lekarka zwolniona. Norwegia nie uznaje klauzuli sumienia

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną