Pierwszy przypadek wystąpienia wariantu omikron w Chinach potwierdzono u osoby mieszkającej w Pekinie na początku stycznia. Po kilku dniach władze oznajmiły, że zidentyfikowały źródło zakażenia – zainfekowana osoba miała otrzymać przesyłkę z Kanady, na której znajdował się wirus. Chwilę później pierwszy przypadek omikrona w Shenzhen też miał zostać spowodowany paczką, tym razem ze Stanów.
Pekin: covid do Chin dociera... pocztą
Wyjaśnienie władz stoi w sprzeczności z absolutnie podstawową wiedzą o koronawirusie. Naukowcy podkreślają, że ryzyko zakażenia po dotknięciu powierzchni jest niewielkie, bo wirus jest w stanie przetrwać bardzo krótko. Na pewno zdecydowanie za krótko, by zakazić odbiorcę przesyłki po zapewne wielodniowej podróży lotniczej lub morskiej przez Pacyfik.
Sensu szukać należy bardziej w polityce, bo Chiny konsekwentnie obwiniają resztę świata jeśli nie o wywołanie pandemii, to na pewno jej przedłużanie. Nowy wariant to tylko kolejne z wielu zagrożeń z zagranicy i jeszcze jeden powód, dlaczego Pekin musi trwać przy coraz bardziej absurdalnej polityce „zero-covid”. Wiąże się ona z ostrymi lockdownami całych miast po wykryciu zaledwie kilku przypadków.
Historia rzekomo zawirusowanej przesyłki z Kanady doskonale pokazuje też rosnące koszty ekonomiczne takiej strategii. Największa wciąż nieco niezależna gazeta w Hongkongu, anglojęzyczny „South China Morning Post”, rozmawiała z licznymi mieszkańcami Chin, którzy podkreślali, że ograniczą zamówienia.