Znękana zimą, covidem i czym tam jeszcze Polska powitała właśnie długo oczekiwanego gościa. Misję dyplomatyczną w Warszawie rozpoczął nowy ambasador USA w naszym kraju Mark Brzezinski. Syn nieżyjącego już doradcy prezydenta Cartera ds. bezpieczeństwa narodowego Zbigniewa Brzezińskiego to – jak już pisaliśmy – wymarzony szef amerykańskiej placówki nad Wisłą. Absolwent University of Virginia, z doktoratem z filozofii i nauk politycznych z Oxfordu, terminował w Białym Domu Clintona, a za rządów Baracka Obamy był ambasadorem w Szwecji.
Zna nasz język, spędził w Polsce kilka lat na stypendium, przyglądając się z bliska narodzinom Trybunału Konstytucyjnego, po powrocie napisał o tym pracę naukową, a w administracji Clintona zajmował się koordynacją pomocy w umacnianiu demokracji i rządów prawa w Europie Środkowo-Wschodniej. Nie trzeba dodawać, jak bardzo osobiste zainteresowania i kompetencje Brzezinskiego mogą mu pomóc w łagodzeniu napięć w stosunkach obecnego rządu RP z demokratyczną ekipą Joe Bidena.
USA i Europa. Najpierw geopolityka
Tak się jednak złożyło, że nowy ambasador obejmuje warszawską placówkę w momencie szczególnym – w okresie dramatycznego międzynarodowego kryzysu wywołanego obecnością ponad 100 tys. rosyjskich wojsk na granicy z Ukrainą. Amerykańscy eksperci, także sympatyzujący z administracją Bidena, przyznają, że kwestie demokracji w sojuszniczych krajach, jak nasz, schodzą teraz niejako na dalszy plan – pierwszeństwo ma geopolityka.
W poniedziałek prezydent USA odbył wideokonferencję z przywódcami pięciu największych europejskich państw NATO oraz liderami Unii Europejskiej, w tym Andrzejem Dudą.