Teoretycznie rosyjskie lotnictwo jest potężne: to 974 taktyczne samoloty bojowe i ponad setka bombowców strategicznych (16 sztuk Tu-160, 60 Tu-95MS i 60 Tu-22M3). Co prawda więcej mają Chiny (ponad 1300 samych maszyn taktycznych), ale to i tak olbrzymia siła. Polska ma, dla porównania, 94 samoloty bojowe (48 F-16, 28 MiG-29, 18 Su-22). Rosja jest więc potęgą lotniczą. Tyle że na papierze.
Samoloty są, ale nie ma baz
Natarcie na dwóch głównych północnych kierunkach, czyli na Kijów i Charków, wspiera 105. Mieszana Dywizja Lotnicza Gwardii z 6. Armii Lotniczej. Są w jej składzie: 14. Pułk Lotnictwa Myśliwskiego w Kursku (24 sztuk Su-30SM), 47. Mieszany Pułk Lotniczy w Woroneżu (24 bombowce taktyczne Su-34) i przerzucony do białoruskich Baranowicz 159. Pułk Lotnictwa Myśliwskiego (24 Su-35). Do tego trzeba doliczyć samodzielny 899. Orszański Pułk Lotnictwa Szturmowego na lotnisku Buturlinowka, leżącym na południowy wschód od Woroneża (30 Su-30SM). To łącznie nieco ponad setka bojowych maszyn.
Dlaczego nie więcej? Odpowiedź jest prozaiczna – bo nie ma dla nich baz. Za czasów ZSRR było ich nieco więcej, ale nowych na rosyjsko-ukraińskim pograniczu nie budowano. Bo po co? Większość lotnictwa bojowego stacjonowała w NRD, Polsce, Pribałtyce (Litwa, Łotwa, Estonia), na Białorusi, w Czechosłowacji, na Węgrzech i radzieckiej Ukrainie. Ale w tej części Rosji? Nie było takiej potrzeby.
Na wschodzie też nie ma ich za wiele. Operuje tutaj niemal cała 4.