„Ministerstwo obrony Federacji Rosyjskiej w celu podniesienia poziomu wzajemnego zaufania, stworzenia warunków do dalszego prowadzenia rozmów oraz osiągnięcia celu, którym jest podpisanie porozumienia, podjęło decyzję o znacznym ograniczeniu działań wojskowych na kierunkach kijowskim i czernichowskim” – powiedział wiceminister obrony Aleksander Fomin po pierwszych od dłuższego czasu bezpośrednich rozmowach z delegacją ukraińską w Stambule.
Status wygłaszającego te słowa przedstawiciela rządu w Moskwie może nie był najwyższy, ale ich treść można uznać za przełomową na obecnym etapie wojny. Po raz pierwszy Rosjanie zadeklarowali, że rezygnują, a w każdym razie zmniejszają zaangażowanie na jednym z kierunków operacji, i to uznawanym za kluczowy.
Fiszer: Żołnierz na telefon, czyli dowodzenie po rosyjsku
Nowy cel „operacji specjalnej”
Może Rosjanie zmierzyli się z rzeczywistością i zdali sobie sprawę, że siłami wysłanymi na Ukrainę nie są w stanie zająć stolicy, a nawet jej okrążyć, co próbowali w zasadzie od początku inwazji. Najwyraźniej nie są też gotowi, przynajmniej jeszcze nie teraz, na strategiczne zwiększenie zaangażowanych sił, bo wymagałoby to mobilizacji i zgromadzenia wojsk wielokrotnie większych niż te, które mają do dyspozycji. A może postanowili zmienić narrację i wbrew faktom widocznym na ziemi podtrzymywać tezę, że głównym celem wkroczenia na Ukrainę nie była „denazyfikacja” i „demilitaryzacja”, czyli usunięcie legalnych władz, a wyłącznie ochrona – czytaj: zajęcie – tzw.