Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Nie jeść, nie pić, niczego nie dotykać. Negocjacje pokojowe z Rosją

Roman Abramowicz podczas rozmów pokojowych w Stambule, 29 marca 2022 r. Roman Abramowicz podczas rozmów pokojowych w Stambule, 29 marca 2022 r. Sergei Karpukhin / TASS / Forum
Trucie wrogów to specjalność Kremla, zmieniają się tylko substancje. Ukraiński minister Dmytro Kułeba, uczestnik negocjacji pokojowych, w czasie spotkań z Federacją Rosyjską radzi niczego nie jeść, nie pić i nikomu nie podawać ręki.

Oligarcha Roman Abramowicz i trzech członków ukraińskiego zespołu negocjacyjnego miało objawy otrucia po rozmowach z rosyjską delegacją pod koniec lutego w Kijowie. Rewelacje te opublikowały portal śledczy Bellingcat i „The Wall Street Journal”. Negocjatorzy z Ukrainy, z Mychajło Podolakiem na czele, mieli identyczne objawy: ból skóry, silne zaczerwienienie oczu, łzawienie. Częstowali się czekoladą i pili wodę mineralną, dolegliwości miało trzech z czterech członków ukraińskiej ekipy.

Czytaj też: Dzieje rosyjskich zabójstw politycznych

Roman Abramowicz stracił wzrok

Po drodze z Kijowa przez Lwów i Polskę do Stambułu negocjatorzy skontaktowali się z ekipą Bellingcat (należący do niej Christo Grozev w 2020 r. prowadził śledztwo w sprawie otrucia Aleksieja Nawalnego). Na podstawie badań na miejscu dwóch ekspertów stwierdziło, że najpewniej doszło do zatrucia niezidentyfikowaną bronią chemiczną. Brak dostępu do specjalistycznego laboratorium uniemożliwił szybkie ustalenie toksyny.

Objawy sugerowały związki fosforanów, użytych po raz pierwszy w czasie II wojny światowej (wtedy sięgano po sarin), porfirynę, która powoduje uszkodzenia wątroby i układu nerwowego, i substancje bicykliczne, obecne m.in. w muchomorze sromotnikowym. W ocenie ekspertów dawka i rodzaj toksyny były raczej niewystarczające, by zagrozić zdrowiu i życiu członków delegacji. I nie wiadomo, kto był celem: ukraińscy negocjatorzy czy rosyjski oligarcha? Roman Abramowicz, który – jak podał „The Wall Street Journal” – stracił wzrok na kilka godzin, nieformalnie pośredniczy między stronami.

Sceptyczny wobec scenariusza otrucia jest wywiad USA, zachowawczo podchodzą do sprawy także ukraińskie władze. Ale Christo Grozev nie ma wątpliwości, że zdarzyło coś podejrzanego i noszącego znamiona otrucia. Dystans Kijowa i USA go jednak nie dziwi: „To czas wojny, trwają rozmowy pokojowe, a taka informacja to ciężar” – pisze na Twitterze. Zastanawia się zarazem, dlaczego milczy Moskwa. „Jeśli nie miałaby z tym nic wspólnego, mogłaby twierdzić, że to ukraińska prowokacja. Przecież wszystkie objawy wystąpiły w Kijowie – zauważa. – Cóż za zmarnowana okazja”.

Czytaj też: Przesilenie? Rosjanie mówią o odwrocie spod Kijowa

Trucizny. Broń bezpieczna, widowiskowa

Trucie wrogów i niewygodnych osób jest specjalnością Kremla. To bezpieczna broń, bo winnego trudno złapać za rękę. Jedną z jej zalet jest też teatralność efektu – uważa Mark Galeotti z brytyjskiego Royal United Services Institute. Istotne jest także długie, ponadstuletnie doświadczenie.

Już w 1921 r. na polecenie Lenina powstało w Moskwie słynne laboratorium X, oficjalnie filia instytutu biochemii. W latach 50. Rosjanie stosowali głównie tal. Kremlowski zabójca Nikołaj Chochłow zbiegł i został otruty podczas antykomunistycznego spotkania we Frankfurcie jesienią 1957 r. Wypił kawę z talem, trucizną prawie bez smaku. Nie zginął, lecz do końca życia pozostały mu blizny i plamy. Jak wspominał w pamiętnikach, jest „żywym dowodem na to, że radziecka nauka o zabijaniu nie jest wszechmocna”.

W latach 70. Kreml stawiał na rycynę. W 1978 r. niczym bohater filmu szpiegowskiego zginął w Londynie bułgarski dysydent i dziennikarz Georgi Markow. Został zaatakowany przy wejściu do autobusu w centrum miasta – wstrzyknięto mu w nogę porcję toksyny, która cztery dni później odebrała mu życie.

Po rozpadzie Związku Radzieckiego wrogów eliminowano już raczej przy użyciu dioksyn. W 2004 r. ich ofiarą padł Wiktor Juszczenko, konkurent popieranego przez Kreml Wiktora Janukowycza. Zatruty był ryż w jego posiłku. Testy rok później potwierdziły, że zastosowano TCDD, najbardziej szkodliwą znaną dioksynę, wchodzącą w skład tzw. mieszanki pomarańczowej (Agent Orange), preparatu bojowego do niszczenia roślin. Juszczenko jest przekonany, że była to specjalna „wiadomość z Kremla” do lidera „pomarańczowej rewolucji”.

Poziom dioksyn w jego krwi był tysiąc razy wyższy niż dopuszczalny. Uszedł z życiem, co zaskoczyło nawet lekarzy. Dioksyny mogą powodować raka, choroby narządów, trądzik chlorowy, który przyczynia się do torbieli i zmian chorobowych, które dziś u Juszczenki rzeczywiście widać.

Nowiczok, rosyjska specjalność

W tym samym roku została zaatakowana dziennikarka śledcza „Nowej Gaziety” Anna Politkowska. W locie na Kaukaz Północny, jak potwierdziły późniejsze badania, wypiła herbatę z toksyną. Przeżyła i potraktowała to jak ostrzeżenie, by nie zajmować się rosyjskimi zbrodniami w Czeczenii. Dwa lata później została zastrzelona przed swoim mieszkaniem w Moskwie.

Dziś specjalnością rosyjskich trucicieli jest nowiczok. Śledczy Bellingcat w grudniu 2020 r. opublikowali raport opisujący operację specjalnego komanda FSB, które zaaplikowało toksynę na bieliznę Nawalnego w czasie jego wizyty w Omsku. Tylko przypadek pokrzyżował ich plany. Gdyby pilot lecący do Moskwy nie zdecydował się na lądowanie w Tomsku, gdzie opozycjonista trafił na kompetentnego lekarza, próba uciszenia go mogłaby okazać się skuteczna.

W 2018 r. również nowiczokiem został otruty były oficer rosyjskiego wywiadu Siergiej Skripal. Zamachu dokonało dwóch oficerów GRU, którzy w Russia Today wyjaśniali, że polecieli do Salisbury „oglądać zabytkową wieżę zegarową”. Wielka Brytania oskarżyła Rosję o „atak chemiczny na jej terytorium”. Kreml uznał, że to absurd.

Podobnie reagował 12 lat wcześniej na zarzut otrucia byłego oficera FSB Aleksandra Litwinienki, ochroniarza Borysa Bieriezowskiego, oligarchy i ówczesnego wroga numer jeden Rosji. Na spotkaniu z Rosjanami Litwinienko wypił zieloną herbatę z dodatkiem radioaktywnego polonu. Dziesięć lat później Brytyjczycy opublikowali wnioski ze śledztwa, wskazując, że „morderstwo zlecił prawdopodobnie prezydent Putin”. W ubiegłym roku Europejski Trybunał Praw Człowieka orzekł, że „zabójstwo Litwinienki można przypisać Rosji”.

Czytaj też: Jak GRU werbuje szpiegów

Nie jeść, nie pić, niczego nie dotykać

Litwinienko zmarł w szpitalu trzy tygodniu po zatruciu. „Narządy wewnętrzne wyłączały się po kolei”, mówił BBC Amit Nathwani, członek zespołu medycznego. „Trucizna to narzędzie sadystów” – komentował w wywiadzie dla BBC Władimir Kara-Murza, znany rosyjski opozycjonista. On sam – jak twierdzi – ofiarą otrucia padł dwukrotnie, w 2015 i 2017 r. Za pierwszym razem skończyło się ostrą niewydolnością nerek, za drugim śpiączką farmakologiczną.

„Śmierć lub choroba ofiary ma wydawać się naturalna lub wywoływać objawy mylące dla lekarzy i śledczych” – twierdzi Boris Volodarsky, były oficer GRU, autor książki o truciznach używanych przez KGB, w artykule opublikowanym w 2005 r. na łamach „The Wall Street Journal”.

Przed ukraińską delegacją kolejne rozmowy z Rosjanami. Raczej nie ma mowy o wspólnych posiłkach, a nawet uściskach dłoni. „Każdemu, kto idzie na negocjacje z Federacją Rosyjską, radzę, aby niczego nie jadł, nie pił, a najlepiej nie dotykał żadnej powierzchni” – mówił ukraiński minister spraw zagranicznych Dmytro Kułeba w niedawnym wywiadzie dla krajowej telewizji.

Czytaj też: Szpiegowskie metody KGB i FSB

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną