Bucza. Przed wojną mieszkało tu jakieś 36 tys. osób. Bliska, wygodna sypialnia Kijowa, zadbane centrum z fontanną, rozległy park, sporo zieleni. Jednorodzinne domy i kolorowe bloki. Tereny rekreacyjne. Rzeźby przestrzenne, ławeczki. Trzeba o tym opowiedzieć, bo tej Buczy już właściwie nie ma. Zniknęła w ciągu minionych czterech tygodni, odkąd rosyjskie wojsko przekroczyło granice.
Mieszkańcy najpierw usłyszeli huk bomb spadających na nieodległe lotnisko Hostomel należące do zakładów Antonowa, a potem rozpętało się piekło. Rosjanie zajęli Buczę drugiego dnia inwazji. Stąd atakowano i próbowano zdobyć Kijów. Systematycznie niszczono strukturę miejską, mordowano ludzi.
Czytaj też: Putin to notoryczny kłamca. Maskirowka Rosję zgubi
Bucza. „To jest ludobójstwo”
Co się działo, widać teraz, po miesiącu okupacji, gdy rosyjskie wojska się stąd wycofały. Nawet twardzielom odebrało mowę. „To, co wydarzyło się w Buczy, można określić jedynie mianem ludobójstwa. To okrutne zbrodnie wojenne, za które odpowiada Putin” – powiedział mer Kijowa Witalij Kliczko, który zobaczył Buczę w niedzielę, dwa dni po odparciu Rosjan. Miał twarz szarą i postarzałą, mówił z trudem. „To reżim Putina. Strzelali w tył głowy ludziom, którzy mieli na plecach związane ręce”.
1 kwietnia burmistrz Buczy Anatolij Fiedoruk ogłosił wyzwolenie miasta od rosyjskich okupantów.