Kiedy po kolejnej rundzie rozmów dyplomatycznych w Stambule 29 marca strona rosyjska zapowiedziała, że wycofa się z kierunku kijowskiego i czernihowskiego, Zachód w to nie uwierzył. Nie tylko dlatego, że Rosjanie przyzwyczaili już świat, że są „kłamstwa, rażące kłamstwa i komunikaty Kremla”, ale i z uwagi na to, że w działaniach militarnych kłamstwo to stały element gry. Amerykanie zareagowali w jedyny sensowny sposób – bez wiary weryfikowali fakty. A te okazały się jednoznaczne: Rosjanie się tylko przegrupowują. Rzecznik Pentagonu John Kirby potwierdził, że część wojsk wraca na Białoruś, a nie do macierzystych baz w Rosji. A Kijów nadal jest atakowany.
Czytaj też: Dlaczego Rosjanie popierają Putina i wciąż chwalą Stalina
Rosyjska maskirowka
To klasyczna, zgodna z kanonami rosyjskiej sztuki wojennej maskirowka, polegająca na maskowaniu własnych działań i oszukiwaniu wroga. Przeciwnika wprowadza się w błąd co do swoich planów i ukrywa ruchy wojsk. To nie pierwszy i pewnie nie ostatni taki przypadek w tym konflikcie. Rok temu, gdy doszło do dużej eskalacji na granicy rosyjsko-ukraińskiej, która okazała się próbą generalną przed wojną, minister obrony Siergiej Szojgu ogłosił odwrót żołnierzy do baz. Wrócili, ale w pobliże granicy. To nie była deeskalacja, lecz rotacja sił.
Tuż przed rozpoczęciem inwazji w lutym nikt na Zachodzie nie dał się już nabrać. Rzecznik prasowy resortu obrony informował, że Rosjanie kończą ćwiczenia w pobliżu granicy i jadą do garnizonów. Tak samo „prawdziwe” były zapowiedzi, że po wspólnych ćwiczeniach z Białorusią oddziały „wrócą do swoich baz” – wycofały się tak samo jak spod granicy z Ukrainą. Pod przykrywką manewrów dokonał się niezauważony Anschluss Białorusi.
Dezinformacja kanałami dyplomatycznymi jest stałym elementem maskirowki. Opinię wprowadza się w błąd bez ujawniania swoich rzeczywistych intencji. Kreml angażuje się w negocjacje, by stworzyć wrażenie, że szuka porozumienia. A przy tym rozpala na Zachodzie nadzieję, że pokój jest na wyciągnięcie ręki, gdy chodzi w istocie o uniknięcie nowych sankcji. Nie o pokój, a o rozmiękczenie oporu Europy. Rosja tymczasem powoli zdobywa cele w Donbasie i odcina Ukrainę od morza.
Czytaj też: Putin ma plan i go realizuje. Nie chodzi o zdobycie Kijowa
Bądźmy gotowi na wrzutki Kremla
Kreml rozmowy pokojowe potraktuje poważnie dopiero wtedy, kiedy będzie kontrolował cały Donbas i przynajmniej część Noworosji, Ukraina zostanie zdemolowana i będzie gotowa skapitulować. Putin ogłosi zwycięstwo, gdy zrówna z ziemią Mariupol i rozbroi batalion Azow, w którym propaganda widzi nazistów. Prezydent wystąpi wówczas z orędziem pokojowym, ogłosi kres „operacji specjalnej”, pokonanie nazizmu, wyzwolenie Donbasu i gotowość zapewnienia bezpieczeństwa sąsiedniej Ukrainie.
Rosjanie w to uwierzą, jakaś część Zachodu również. Kremlowi będzie zależało na zniesieniu sankcji, zacznie więc straszyć, że odcięcie Rosji przyniesie katastrofalne skutki reszcie świata. Takie groźby w naturalny sposób wykorzystują kłamstwo i zmanipulowane fakty. Podobnie jest z bronią jądrową – Kreml już użył tego straszaka. W fazie rokowań Moskwa sięgnie też po swoje aktywa w państwach Zachodu, zwolenników, którzy jako użyteczni idioci lub całkiem świadomie będą kolportować przekaz Kremla. Czekają nas więc wrzutki, a ich zadaniem będzie pogłębianie konfliktów lub wykreowanie nowych osi podziału. Wróci sprawa Smoleńska (już wróciła), wzmogą się antyuchodźcze i antyukraińskie nastroje.
Czytaj też: Zagadka niemocy rosyjskiej armii? Korupcja
Putin używa kłamstw i półprawd
Chytrość w polityce jest cnotą, jak uważa Władysław Surkow, jeden z najważniejszych kremlowskich ideologów. Żeby poprawnie odczytywać intencje Rosji, trzeba więc mieć świadomość, że są w znacznej mierze kłamliwe, a „prawda” leży między wierszami. Putin używa kłamstw i półprawd, żeby wkroczyć do Ukrainy, też musiał nagiąć „fakty”. Przekonać swoje społeczeństwo, że w Donbasie dokonuje się „ludobójstwo” rosyjskojęzycznych mieszkańców, konieczna jest więc „operacja specjalna”. A ponieważ Rosja stoi po właściwej stronie historii, „wyzwoli Ukrainę z rąk nazistów” bez względu na koszty.
– Putin kłamie od lat – uważa Oleg Paniłow, założyciel niedziałającego już Centrum Ekstremalnego Dziennikarstwa. – On inaczej nie potrafi, nie może. To taka priwiczka (nawyk). Nie przestanie kłamać, bo przychodzi mu to łatwo i nie ponosi odpowiedzialności.
Rosjanie przywykli, że prawda podlega karze z tytułu cenzury wojennej – 15 lat pozbawienia wolności grozi tym, którzy szkalują wizerunek „wyzwalających Ukrainę” żołnierzy. Nauczeni doświadczeniem czasów radzieckich odnajdują się w sytuacji i nawet jeśli nie wierzą swojej władzy, to dla własnego bezpieczeństwa nie eksponują odmiennych poglądów. Dlatego tak trudno dać wiarę badaniom opinii publicznej, przeprowadzanym w większości przez związane z Kremlem sondażownie. Niezależne Centrum Lewady nie może pytać wprost, czy respondent popiera, czy też nie popiera wojny w Ukrainie.
Czytaj też: Imperium znów atakuje. Co jest ostatecznym celem Putina?
Kłamstwo Rosję zgubi
Nie tylko obywatele są zastraszeni: przeciętny Rosjanin w rozmowie z ośrodkiem badania opinii publicznej odpowiada zgodnie z oczekiwaniami Kremla, a ten sam mechanizm działa w instytucjach państwowych i służbach. W dyskusjach nie ma miejsca na krytykę Kremla, eksperci związani z władzą znają intencje swoich mocodawców, a armia ćwiczy tylko zwycięskie scenariusze. Obwód się zamknął, gdy na biurko Putina trafiły raporty zapewniające go, że blitzkrieg w Ukrainie potrwa trzy dni, wszystko jest gotowe, a miejscowi powitają Rosjan kwiatami niczym wyzwolicieli.
Kłamstwo wraca jak zła karma i Rosję zgubi. Inwazja na Ukrainę dowodzi, że Kreml uwierzył we własną propagandę. „Putin ciągle kłamie. Oparł się na mitach. Wygląda na to, że stał się zakładnikiem i ofiarą własnej mitologii” – stwierdził Leonid Poljakow, ukraiński ekspert ds. wojskowości, w programie „Nastojaszczije Wriemia” w radiu Swoboda. Dlatego Putin pozwala, żeby państwo korodowało od środka, nie liczy się z ludźmi, godzi się na nieproporcjonalnie duże ofiary wśród żołnierzy. Nie dba o koszty finansowe, ryzykując ogromną implozję gospodarczą. Wie, że niezbędny jest przeciwnik, którego można o wszystko obwinić. Zawczasu wpoił Rosjanom kłamliwy obraz „oblężonej twierdzy” i „wrogów u bram”.
Rosja potrzebuje swojego Majdanu, miejsca, gdzie nie ma nienawiści, szuka się prawdy, a przyszłość buduje się wspólnie. Wyrugowania nie tyle indywidualnego, ile zbiorowego kłamstwa – agitacji i propagandy władz. Z takim apelem zwrócił się w 1974 r. do kręgów radzieckiej inteligencji znany dysydent Aleksander Sołżenicyn w eseju „Żyć bez kłamstwa!”. Czy dziś trafiłby do serc i umysłów rosyjskich elit? Nie ma pewności.
Były prezydent Estonii: Rosję trzeba pokonać, zanim nas zniszczy