Zgodnie z przewidywaniami większości ośrodków badania opinii publicznej rządząca od 12 lat partia Viktora Orbána wygrała niedzielne wybory. Zaskakująca jest tylko skala tego zwycięstwa – konserwatywno-nacjonalistyczny Fidesz utrzymał większość konstytucyjną. Opozycji nie pomogło zjednoczenie, blok stworzony przez sześć ugrupowań od konserwatystów po lewicę wypadł poniżej oczekiwań. Nieskuteczność szerokiej koalicji nie powinna jednak zaskakiwać. Choroby, które dotknęły wspólny blok, wynikały głównie z wewnętrznych tarć i są charakterystyczne dla tego typu przedsięwzięć.
Mimo różnic w systemach wyborczych i nieporównywalnych warunków kampanijnych węgierskie zjednoczenie było często przywoływane w Polsce jako przykład politycznej dojrzałości i pożądany scenariusz dla rodzimej opozycji. Na przekór optymizmowi strategia zjednoczenia okazała się nieskuteczna dla Węgrów – ze względu na nierówny dostęp do zasobów, różnorodność ideową i brak gotowości starych liderów do przedłożenia wspólnego dobra nad własny interes partyjny.
Czytaj też: Orbán potępia wojnę i... dalej wspiera Putina
System wyborczy wymusił współpracę
W 2012 r. Fidesz zmienił zasady, według których odbywają się wybory. Zmniejszył liczbę miejsc w parlamencie, ale zwiększył proporcję mandatów przydzielanych w okręgach jednomandatowych kosztem miejsc przyznawanych proporcjonalnie. Granice okręgów padły ofiarą gerrymanderingu – zostały zmienione tak, by pokrywały się z poparciem dla partii Orbána.