Grób nieznanego żołnierza jest symbolem w wielu krajach. W wojennej zawierusze nie da się wszystkich zidentyfikować, choć żołnierze noszą tzw. nieśmiertelniki, blaszane identyfikatory na szyi. Zawsze mnie zastanawiało, kto na wypadek wojny zajmuje się identyfikacją zwłok i pochówkiem; jeszcze w szkole oficerskiej w latach 80. powiedziano mi, że robią to orkiestry wojskowe, których rola w samych działaniach bojowych nie jest duża. Zwykliśmy gorzko żartować, że grób nieznanego żołnierza to pomnik niewydolnej wojskowej administracji, która nie radzi sobie z zadaniami ewidencyjnymi.
W Ukrainie pojawiła się całkiem nowa kategoria. To grób nieznanego cywila. Skala okrucieństwa jest tak wielka, że pojawiły się już krzyże z opisem: „Tu leży mężczyzna, ok. 40 lat, zbyt zmasakrowany, by dało się go rozpoznać”. Rosjanie nie dbali o pochówki ani ukraińskich cywilów, których pozabijali, ani nawet własnych żołnierzy, których ciała nadal znajdują się na terenach wyzwolonych na wschód i zachód od Kijowa. Nie wycofywali się w panice, ale na rozkaz własnego dowództwa. Po prostu nie chciało im się ani chować, ani zabrać zwłok swoich kolegów. Jak się jest w rosyjskim wojsku, to kolegów się zresztą raczej nie ma.
Czytaj też: „Zaczystki” są specjalnością Rosjan. To nie faszyzm, tylko rusizm