Informacje o uwięzieniu w areszcie domowym Władisława Surkowa, wieloletniego doradcy rosyjskiego prezydenta, pojawiły się w poniedziałek. Jeśli się potwierdzą, będzie to oznaczać, że Kreml szuka winnych nieudanego Blitzkriegu w Ukrainie, a Putin żąda głów. Nawet wysoko umocowanych; zatrzymano m.in. generałów FSB i Służby Wywiadu Zagranicznego.
Władisław Surkow. „Wie więcej, niż mówi”
O areszcie Surkowa poinformował jego dawny zaufany Ilja Pomariew, były deputowany do Dumy, który 20 marca 2014 r. jako jedyny zagłosował przeciw aneksji Krymu. Kreml zarzuca Surkowowi „defraudację środków w Donbasie od 2014 r.”. Miał on ścisłe powiązania z władzami separatystycznych republik i „weteranami Donbasu”. Już sześć lat temu portal śledczy InformNapalm opublikował dokumenty z tzw. SurkovLeaks, opisujące mechanizmy bogacenia się Surkowa na przemycie paliwa i smarów do Ługańska i Doniecka.
Po 2014 r. Surkow reprezentował Kreml w rozmowach z Amerykanami o Donbasie. Wcześniej pełnił funkcję doradcy prezydenta ds. współpracy z Abchazją i Osetią Południową. Na Kaukazie łączą go silne relacje z przywódcą Czeczenii Ramzanem Kadyrowem. Sam zresztą jest w połowie Czeczenem, tam dorastał jako Aslanebek Dudajew. Po rozwodzie jego matka Zoja Surkowa zmieniła mu imię.
Inteligentny, zamyślony, „sprawiający wrażenie, że wie więcej, niż mówi” – tak go opisuje Michaił Zygar w książce „Wszyscy ludzie Kremla”. Służył w wywiadzie, a w czasach pieriestrojki związał się jako piarowiec z Michaiłem Chodorkowskim, który już wtedy należał do tzw. gangu siedmiu, najpotężniejszych rosyjskich oligarchów. Ale był zbyt inteligentny, by postawić wszystko na jednego konia. W 1999 r. przyjął propozycję Aleksandra Wołoszyna i awans na stanowisko zastępcy szefa administracji ówczesnego prezydenta Borysa Jelcyna.
Później kierował administracją Putina. Odpowiadał za politykę wewnętrzną i należał do najbardziej zaufanych urzędników Kremla. Za pierwszej kadencji Putina wypromował koncepcję „demokracji suwerennej”, pomagał centralizować władzę i pacyfikować oligarchów. Putin zawdzięcza mu władzę w trudnym okresie po 2008 r. Surkow jest także ojcem sukcesu Jednej Rosji, z której uczynił partię rządzącą – zaproponował w ordynacji wyborczej zmiany, które sprzyjały głównie jej. Odpowiada też za ruch Nasi, kremlowskie bojówki, które miały zapobiec „kolorowej rewolucji”, a faktycznie tłumić protesty ulicznej opozycji. Szara eminencja, porównywany tylko do ideologa Michaiła Susłowa u boku Breżniewa.
Czytaj też: Imperium znów atakuje. Co jest ostatecznym celem Putina?
Putin był niedoinformowany
W 2019 r. Surkow opublikował manifest „Długie państwo Putina”, wzywając do likwidacji instytucji demokratycznych, usprawiedliwiając represje, wychwalając metody państwa policyjnego, a przy tym agresję zewnętrzną. Mówił też o „Czwartej Rosji”, czyli odtworzeniu jej potęgi. W połowie lutego, tuż przed inwazją na Ukrainę, opublikował w państwowej agencji informacyjnej TASS manifest „Mglista przyszłość bezwstydnego pokoju”. Pisał, że „pokój [brzeski] okazał się dla Rosji poniżający. Spychał ją na Wschód, daleko za granice sprzed epoki Piotra Wielkiego”. Dopiero ZSRR krok po kroku odzyskiwał to, z czego – jak twierdził – zrezygnowali ludzie Lenina. Skarżył się, że po „jakiejś śmiesznej pieriestrojce” Rosja znów została zamknięta w „haniebnych” brzeskich granicach – bez Bałtów, Białorusi, Ukrainy, Gruzji i nadwiślańskiej republiki.
Putin tuż przed inwazją go zatem parafrazował. Ale okazało się, że projekt Noworosji znów nie przebiega płynnie, a jej propagator korzysta z protekcji prezydenta i wpływów z DNR i ŁNR do bogacenia się na przemycie. Putin może sądzić, że przez cały ten czas był niedoinformowany. Najpierw przez Surkowa, który przekonał go, że „Ukraina jest sztucznym tworem”, a później przez jastrzębi, którzy obiecali mu kilkudniową operację militarną i naręcza kwiatów od Ukraińców witających swoich „wyzwolicieli”.
Putina wprowadziła w błąd także Federalna Służba Bezpieczeństwa, jego macierzysta formacja. Christo Grozew, szef Bellingcat, w rozmowie z dziennikarzami kanału „Popular Politics” na YouTubie ujawnił, że w Rosji trwa oczyszczanie służb. Według jego źródeł 150 funkcjonariuszy zostało wydalonych z pracy, a gen płk Sergiej Biesieda oraz jego zastępca Anatolij Boluk zostali aresztowani. Biesieda trafił do Lefortowa, jedynego więzienia kontrolowanego przez FSB, w dodatku owianego złą sławą. Wciąż funkcjonuje tam podziemna strzelnica, podziurawiona kulami z czasów egzekucji stalinowskich.
Ostrzeżenie dla elit i siłowików
Gen. Biesieda stał na czele 5. Służby FSB, czyli Informacji Operacyjnej i Współpracy Międzynarodowej. Powołana w latach 90., miała obejść zakaz szpiegowania przez wywiad cywilny (SWR) w byłych republikach radzieckich. Odpowiadała za dostarczanie informacji o sytuacji politycznej w Ukrainie i, co ważniejsze, generowanie poparcia dla Kremla.
Biesieda najpewniej usłyszał zarzut „nieprawidłowości finansowych”. Od 2014 r. 140–150 oficerów FSB miało nieograniczony dostęp do budżetu na pozyskiwanie agentów w Ukrainie – twierdzi „Nowa Gazieta”. Nie udało się spenetrować ukraińskich elit, za to wyciekła lista 620 oficerów FSB realizujących nielegalne operacje w całej Europie. Znalazły się na niej dane osobowe, adresy, tablice rejestracyjne, numery telefonów, daty i miejsca urodzenia.
Jak przekonuje Andriej Sołdatow, dziennikarz śledczy przyglądający się pracy rosyjskich służb, Kreml zastanawia się teraz, dlaczego amerykański wywiad miał tak precyzyjne informacje o wszystkich planach inwazji. „Kiedy Putin ma paranoję, szuka przede wszystkim tam, gdzie wiadomo, że istniały oficjalne kontakty z Amerykanami” – wyjaśniał gazecie „The Moscow Times”. Piąta Służba, a więc Biesieda, takie kontakty miała, bo utrzymywała oficjalny kanał komunikacji z wywiadem USA.
Z kolei w rozmowie z brytyjskim dziennikiem „The Times” Sołdatow podkreślał, że osadzenie Biesiedy w Lefortowie to sygnał dla elit cywilnych i siłowników. Putin mógł go po prostu zwolnić, przesunąć na stanowisko gdzieś w głąb Rosji, zdecydował się go jednak teatralnie ukarać. Podobnie postąpił w 2016 r., kiedy Siergiej Michajłow, były zastępca szefa Centrum Informacji i Bezpieczeństwa FSB, trafił do Lefortowa z zarzutem zdrady stanu. Michajłow odpowiadał za współpracę z Amerykanami w sferze cyberbezpieczeństwa. A wówczas ujawniono sprawę ingerencji rosyjskich hakerów w wybory prezydenckie w USA.
Czytaj też: Zagadka niemocy rosyjskiej armii? Korupcja
Trzęsienie ziemi na Kremlu
Jak twierdzi rosyjskie centrum Dosje, służby najwyraźniej nie wiedzą, gdzie leży rzeczywiste źródło kłopotów w Ukrainie. Pewne jest to, że Kreml traktuje sprawę poważnie, a zaangażowani rzekomo w proceder defraudacji środków przeznaczonych na operacje pozyskiwania ukraińskich aktywów zostali zatrzymani – najpierw Biesieda i jego zastępca, później gen. Władimir Czernow ze Służby Wywiadu Zagranicznego, który po wybuchu protestów na Białorusi odpowiadał m.in. za politykę wobec Mińska.
Specjaliści zadają sobie pytanie, dlaczego Aleksander Bortnikow, szef FSB i członek tzw. politbiura Putina, poświęcił jednego ze swoich zastępców, w dodatku uznawanego za „nietykalnego”. Wojna na szczytach? Kryzys władzy Putina? Wymiana elit? Wiadomo, że trzęsienie ziemi na Kremlu trwa. Ale nie ma pewności, jakie będą jego efekty.
Czytaj też: „Zaczystki” są specjalnością Rosjan. To nie faszyzm, tylko rusizm