Zacznijmy od tego, co na frontach. Rosjanie rozpoznają teren bojem teraz nieco bardziej na wschodzie, w rejonie Borowej, gdzie w zasadzkę wpadła batalionowa grupa bojowa z 201. Gatczyńskiej Bazy Wojskowej. Bazy są z reguły składnicami mobilizacyjnymi sprzętu, a to jest w zasadzie dywizja zmechanizowana pod mylącą nazwą. Cała jednostka stacjonuje na stałe w Duszanbe i innych garnizonach Tadżykistanu.
Ściąganie wsparcia z zagranicy jest bardzo wymowne. Czyżby jednostki wojsk lądowych Rosji się skończyły? Na to wygląda. Według doniesień jednostki walczące w Ukrainie poniosły ok. 20 proc. strat, czyli są zredukowane o jedną piątą. Dziś mają tylko 80 proc. pierwotnej siły bojowej, a w praktyce często mniej, bo najwięcej strat poniesiono w piechocie (zmotoryzowanej, zmechanizowanej, powietrzno-desantowej) i w wojskach pancernych, czyli elemencie manewrowym prowadzącym główne działania.
Swoją drogą, próba wyjścia na wschód od Iziumu i pójścia tędy na Słowiańsk i Kramatorsk to jakiś przejaw zmiany tępej taktyki walenia głową w mur w tym samym miejscu i wpadania raz po raz w te same pułapki. Może Rosjanie zaczynają wyciągać wnioski?
Czytaj też: Żelazem i mięsem. Chaos i okrucieństwo rosyjskiej armii
Rosja mści się za „Moskwę”
Rosjanie musieli się wściec po zniewadze i stracie flagowego okrętu odznaczonej Orderem Czerwonego Sztandaru Floty Czarnomorskiej, czyli gwardyjskiego krążownika rakietowego „Moskwa”.