Komentarze prof. Adama Bodnara, byłego rzecznika praw obywatelskich, ukazują się w serwisie internetowym tygodnika „Polityka” w piątki co dwa tygodnie.
W tym tygodniu Europejski Trybunał Praw Człowieka poinformował, że trafiła do niego skarga dotycząca zakazu sprzedaży dopalaczy w Polsce. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że została zakomunikowana rządowi RP po ponad siedmiu latach od jej złożenia (Iwona Słomiańska przeciwko Polsce, skarga nr 67322/14). Myślę, że nawet najwytrwalsi obserwatorzy naszego życia publicznego zapomnieli, do czego skarga nawiązuje. Tymczasem powinna nas ona skłaniać do poważniejszych rozważań na temat efektywności ochrony praw człowieka w Europie.
Czytaj też: Po co państwu PiS konwencja praw człowieka
Opóźniona sprawiedliwość
Jakieś dziesięć lat temu premier Donald Tusk wytoczył wojnę producentom dopalaczy. Na liście zakazanych substancji znalazł się m.in. środek o nazwie „Tajfun”. Pracownicy inspekcji sanitarnej, w sposób dość pospieszny i wątpliwy pod względem zgodności z regułami proceduralnymi, zamykali lokale handlujące dopalaczami bądź konfiskowały znaleziony towar, także przypominający podejrzany „Tajfun”, sprzedawany jako tzw. produkty kolekcjonerskie. Następnie toczyły się sprawy przed sądami administracyjnymi. Sądy nawet uznawały rację skarżących, ale zatwierdzały działania władz. Dlatego też niektórzy sprzedawcy ostatecznie poskarżyli się do Trybunału w Strasburgu. Tak właśnie zrobiła właścicielka sex-shopu, która oprócz różnych gadżetów erotycznych sprzedawała dopalacze.