Francji skrajna prawica nie posiadła. Powtórne zwycięstwo Emmanuela Macrona nad Marine Le Pen – 59:41 proc. – to bardzo dobra wiadomość także dla Unii Europejskiej i wszystkich sił umiarkowanych, demokratycznych i liberalnych, atakowanych dziś przez populistów i nacjonalistów ze wsparciem Rosji Putina i obozu Trumpa w USA i w Europie.
Czytaj też: Macron wygrywa. Europa na chwilę odetchnie z ulgą
PiS już witał Le Pen z honorami
Przed drugą turą francuskich wyborów prezydenckich komentatorzy zwracali uwagę, że o ich wyniku mogą zdecydować frekwencja, elektorat radykalnie lewicowego Jean-Luc Mélenchona i ekonomia, czyli obniżenie poziomu życia przeciętnego obywatela Republiki. Ktoś powiedział, że Francuzi muszą wybierać między niechęcią do Macrona a strachem przed Le Pen. Taka sytuacja wielu wyborców miała zdemobilizować, a może wręcz zbuntować przeciwko systemowi.
Macrona jego przeciwnicy obsadzili w roli technokraty, gardzącego zwykłymi obywatelami i reprezentującego interesy elit władzy, wpływu i pieniądza. Trochę tak jak w Polsce skrajna prawica, radykalna lewica i pisowscy narodowi populiści usiłują przedstawiać Donalda Tuska. Dla nich idolką i nadzieją była Le Pen. Dlatego elita PiS podejmowała ją w Warszawie z honorami należnymi głowie państwa.
Jej wygrana miała zwieńczyć ich starania o zmontowanie szerokiego bloku skrajnej i populistycznej prawicy w państwach UE z udziałem jawnie proputinowskich jastrzębi pokroju Le Pen i Salviniego. Przegrana francuskiej putinówki te plany pokrzyżowała. Co gorsza, premier Mateusz Morawiecki wdał się w konfrontację polityczną z Macronem, zarzucając mu, że z jego telefonów do Putina w sprawie przerwania agresji Rosji na Ukrainę nic nie wynika, bo wojna trwa, a Francja nadal ją finansuje, kupując kopaliny rosyjskie.
To nie Polska Kaczyńskiego przewodzi Unii
To Macron zapamięta, bo jego otoczenie mogło uznać zaczepki Morawieckiego jako pośrednie wsparcie Le Pen, a nawet próbę ingerencji w wybory francuskie. Stąd ostra reakcja Macrona, który odrzucił insynuacje polskiego premiera i nazwał go antysemitą. Tak czy inaczej, stosunki pisowskiej Warszawy z Paryżem wybranego na drugą kadencję Macrona uległy mocnemu ochłodzeniu.
Na dodatek rząd Morawieckiego zaangażował się za publiczne pieniądze w kampanię propagandową w stolicach unijnych przeciwko rzekomej ślamazarności państw Europy Zachodniej dotyczącej brudnej wojny Putina. Uderza ona przede wszystkim w Niemcy (choć milczy o prorosyjskiej polityce Orbána), a to Niemcy i Francja, a nie Polska Kaczyńskiego, przewodzą UE.
Unię wyraźna wygrana Macrona wzmocniła, co pokazują pierwsze reakcje Brukseli. Wygrana Le Pen byłaby dla Unii znacznie gorszą wiadomością niż niedawny sukces Orbána. Francja „eurosceptyczna” wyjątkowo niebezpiecznie destabilizowałaby Unię i Zachód (Le Pen zapowiadała wyjście z militarnego segmentu NATO) w wyjątkowo niebezpiecznym czasie wojny przeciwko Ukrainie, czyli na wschodniej flance UE i Sojuszu Północnoatlantyckiego. Trudno sobie wyobrazić, by telefony Le Pen jako prezydent Francji do Putina przyniosły lepszy efekt niż Macrona, chyba że na jego warunkach.
Bendyk: Nie można minimalizować wyniku Le Pen
Widać ruchy tektoniczne w Europie
Ostatecznie strach przed Le Pen i reżimem skrajnej prawicy okazał się silniejszy niż niechęć do Macrona. Frekwencja była niewiele niższa niż w poprzednich wyborach prezydenckich, ale wynik Macrona był procentowo słabszy, a Le Pen lepszy niż pięć lat temu, choć przewaga Macrona była i tym razem wyraźna.
Jesteśmy jednak w środku, a nie na finiszu ważnego dla Francji i Europy przesuwania się politycznych płyt tektonicznych. Jeśli partia Macrona utrzyma większość w wyborach parlamentarnych w połowie czerwca, obóz demokratyczno-liberalny będzie mógł odsapnąć na dłużej. W tym sensie zwycięstwo Macrona ma posmak słodko-cierpki. W drugiej kadencji stanie on przed nie mniejszymi wyzwaniami niż w pierwszej.
Główne z nich polega prawdopodobnie na zatrzymaniu przesuwania się Francji na prawo przy równoległej radykalizacji lewicy. Francja jest dziś podzielona na trzy mniej więcej tak samo silne odłamy: skrajnie prawicowy, centrowo-liberalny i skrajnie lewicowy, izolujące się od siebie i niechętne rzeczowej debacie o przyszłości. Wiele zależy od tego, czy Macron zdoła odblokować zatkane kanały społecznej komunikacji, czyli czy uda mu się być „prezydentem wszystkich Francuzów”, co obiecał w przemówieniu pod wieżą Eiffela po zwycięstwie.
Czytaj też: Przyjaciele Putina milczą. To poparcie dla wojny