Tak jak trwają wysiłki przy ustalaniu sprawców cierpienia mieszkańców Ukrainy, tak eksperci próbują dokumentować straty środowiskowe. Chodzi o to, by rozpoznać skalę zniszczeń i skażeń, pociągnąć Rosję do odpowiedzialności, domagać się od niej odszkodowań. I wiedzieć, do czego i w której kolejności brać się podczas odbudowy kraju.
Broń nie jest obojętna dla środowiska
Przed wojną w całej Ukrainie skatalogowano ponad 20 tys. zakładów wybitnie niebezpiecznych dla środowiska – to zwłaszcza elektrownie jądrowe, huty, kopalnie, fabryki oraz magazyny wyprodukowanych przez nie odpadów. To pamiątki m.in. po radzieckiej industrializacji, rozwoju przemysłu ciężkiego i chemicznego. Sporo z nich znajduje się w Donbasie, gdzie teraz trwają najintensywniejsze walki. Uszkodzenie miejsc z uciążliwymi materiałami grozi przedostaniem się zanieczyszczeń do powietrza, wód i gleby. A niektóre składowiska mają moc wręcz niszczycielską. W czasie ostrzałów huty w Mariupolu przypominano o ryzyku uwolnienia środków toksycznych, co mogłoby zagrozić życiu w Morzu Azowskim.
Środków wojskowych nie projektuje się z myślą o ich neutralności dla środowiska, więc problemem jest też wszystko to, czego używają armie: od paliw i smarów po amunicję. Zagrożeniem są wraki, wycieki, resztki materiałów wybuchowych i rzecz jasna pożary towarzyszące eksplozjom lub wzniecane umyślnie. Ukraińskie lato jest gorące, należy się więc liczyć z coraz częstszymi dymami nad wysuszonymi polami, lasami i terenami trawiastymi.
Z kolei rekordowa tej wiosny śmiertelność ssaków z Morza Czarnego, w tym delfinów i morświnów, to najpewniej skutek urazów akustycznych powodowanych przez sonary okrętów podwodnych. Naukowcy znajdują te ssaki na plażach Bułgarii i Turcji, możliwe, że zwierzęta odpływają na południe akwenu. Próbują unikać dźwięków, które je dezorientują, w ten sposób wpadają na skały albo osiadają na mieliznach.
Czytaj też: Czy w tej wojnie naprawdę chodzi o Donbas?
Żołnierze strzelają do ptaków
Ukraińscy przyrodnicy zwracają uwagę na straty dzikiej przyrody. Widzieliśmy, z jaką dezynwolturą Rosjanie postępowali w okolicach Czarnobyla, w strefie, która po wyłączeniu z użytkowania stała się jedną z największych ostoi dzikości w naszej części Europy. Z przebiegu wielu poprzednich konfliktów wiadomo, że żołnierze nie stronią od „rozrywkowego” lub treningowego strzelania do zwierząt, w tym ptaków, jeśli nawiną im się na muszkę lub dostrzegą je nocą w noktowizorach czy kamerach termowizyjnych. A w zasięgu działań zbrojnych są parki narodowe, rzeki i starorzecza, bagna i stawy hodowlane, co prawda zbudowane przez człowieka, ale chętnie zasiedlane m.in. właśnie przez ptaki. Populacje tych migrujących (przez Ukrainę wędruje co trzeci polski bocian biały) miały tej wiosny – i mogą mieć jesienią – kłopoty m.in. na cennych przyrodniczo odcinkach wybrzeża Morza Czarnego.
Doniesienia o stratach w środowisku Ukraina wykorzystuje w prowadzonej bardzo sprawnie kampanii informacyjnej. W dobie kryzysu klimatycznego i w obliczu masowego wymierania zwłaszcza obywatele państw rozwiniętych z uwagą łowią takie komunikaty i z pewnością nie zwiększają one sympatii dla Rosji. Kto wie, czy to nie będzie wojna, podczas której najlepiej jak dotąd uda się zbadać wpływ konfliktu na środowisko. I najpewniej jej skutkiem będzie zerwanie Ukrainy z tradycją ciężkiego przemysłu.
Trudno się spodziewać, by po ewentualnym odbiciu okupowanych obszarów odbudowano wszystkie huty czy kopalnie węgla, skoro świat się z nim żegna. Wypadałoby jednak, aby Ukraina dostała niezbędne wsparcie nie tylko na polu bitwy, ale także przy uruchamianiu powojennej gospodarki, która bardziej przystawałaby do XXI w. niż – jak do niedawna było w Donbasie – do stuleci poprzednich.
Czytaj też: Skąd wiadomo, że świat tonie?