Po najnowszej serii masowych zabójstw z użyciem broni palnej w USA Joe Biden wygłosił w czwartek wieczorem dramatyczne przemówienie z Białego Domu, apelując do Kongresu o uchwalenie restrykcji na jej sprzedaż. „Na Boga, tym razem musimy coś zrobić!” – oświadczył w wystąpieniu transmitowanym przez wszystkie krajowe stacje telewizyjne. Mimo rosnącej liczby ofiar tragicznych w skutkach strzelanin można śmiało przewidywać, że Kongres, którego (głównie) republikańscy członkowie siedzą w kieszeni potężnego gun lobby, nie uchwali żadnej ustawy naruszającej jego interesy i zmniejszającej ryzyko podobnych tragedii.
Dzieci częściej giną od kul niż w wypadkach
14 maja w supermarkecie w Buffalo w stanie Nowy Jork biały rasista Peyton Gendron zastrzelił dziesięciu Afroamerykanów. 24 maja w miasteczku Uvalde w Teksasie 18-letni Salvador Ramos wtargnął do szkoły, zabił 19 dzieci oraz dwoje nauczycieli, zanim sam nie zginął od kuli policjanta. Osiem dni później w Tulsie w stanie Oklahoma 45-letni Michael Louis zastrzelił w szpitalu chirurga, który niedawno przeprowadził jego operację, i trzy inne osoby, po czym popełnił samobójstwo. Sprawca przyznał wcześniej w internecie, że zamierza zabić lekarza, gdyż ma do niego pretensje za nieustanne bóle po zabiegu. W czwartek 2 czerwca pod kościołem w Ames w stanie Iowa mężczyzna zabił dwie kobiety i sam się zastrzelił.
Większość masowych morderstw tego rodzaju z największą liczbą zabitych miało miejsce w ostatnich latach w szkołach, a ich ofiarami były dzieci. W 2012 r. w szkole podstawowej Sandy Hook w Newtown w stanie Connecticut 20-letni Adam Lanza zastrzelił 26 osób, w tym 20 dzieci. Jak przypomniał Biden w swoim przemówieniu, w dwóch ostatnich dekadach więcej dzieci w USA zginęło od kul z broni palnej niż w wypadkach samochodowych, które poprzednio były najczęstszą przyczyną ich śmierci.
Prezydent wezwał Kongres do uchwalenia zakazu sprzedaży broni półautomatycznej typu wojskowego, podwyższenia wieku, od kiedy można ją kupić, z 18 do 21 lat, wydłużenia okresu sprawdzania jej nabywców pod kątem karalności i zdrowia psychicznego – co obowiązuje zresztą tylko w 22 stanach – oraz zakazu sprzedaży magazynków o dużej pojemności. Biden podkreślił, że nie chodzi o odebranie Amerykanom ich konstytucyjnego prawa do posiadania broni, tylko o „zdroworozsądkowe” środki, które zwiększyłyby bezpieczeństwo ewentualnych ofiar psychopatycznych morderców.
Przez Kongres to nie przejdzie
Z europejskiej perspektywy propozycje amerykańskiego prezydenta rzeczywiście wydają się skromne, ale szanse na ich przeforsowanie w USA są minimalne. Na fali szoku i oburzenia po masakrze w Teksasie w Kongresie doszło do pertraktacji między demokratami, niemal jednomyślnie popierającymi restrykcje, a republikanami, z których kilkunastu w Izbie Reprezentantów i kilkoro w Senacie zasugerowało gotowość zgody na pewne ograniczenia. Obejmowałyby one takie kroki jak podniesienie wieku nabywców broni oraz tzw. red flag laws (dosł. prawa czerwonej flagi), które umożliwiałyby policji lub członkom rodzin zwracanie się do sądu o odebranie broni komuś, kto wydaje się niebezpieczny dla otoczenia.
Do uchwalenia ustawy w Senacie potrzeba jednak większości 60 głosów (mechanizm tzw. filibuster), co oznacza, że co najmniej dziesięciu republikanów musi głosować za – mandaty są rozdzielone równo między obie partie (50:50) i przewaga demokratów opiera się na rozstrzygającym głosie wiceprezydent Kamali Harris.
Tymczasem z przecieków z Senatu wynika, że zakazu broni półautomatycznej na pewno, a podniesienia wieku dozwolonego zakupu prawdopodobnie nie poprze dziesięciu senatorów GOP. Rozszerzenie kontroli nabywców uchwaliła już w ubiegłym roku Izba Reprezentantów, gdzie demokraci mają większość, ale inicjatywa utknęła w Senacie. Przewiduje się, że Kongres uchwali najwyżej takie propozycje jak zwiększenie federalnych funduszy na stanowe środki kontroli sprzedaży broni lub poparcie dla wspomnianych „praw czerwonej flagi”.
Czytaj też: Dlaczego masakry w USA stają się coraz krwawsze?
Wieczny kult broni palnej
Politycy republikańscy z konserwatywnych stanów mawiają, że jeśli poprą postulowane restrykcje, wyborcy nie wybiorą ich na kolejną kadencję. Kult broni palnej jest w USA głęboko zakorzeniony w etosie pogranicza – przeważająca większość Amerykanów uważa, że każdy ma prawo do „samoobrony” – jak w XVIII w. przed tyranią rządu federalnego, w XIX w. przed Indianami albo przestępcami na słabo chronionym przez państwowy aparat ścigania zachodzie. Stąd trwałość drugiej poprawki do konstytucji mówiącej o niezbywalnym prawie obywateli do „posiadania i noszenia broni”. Mimo fali masowych zabójstw w wielu stanach nie tylko nie uchwalono żadnych restrykcji, lecz odwrotnie – wprowadzono nowe prawa zezwalające ludziom na noszenie broni w miejscach publicznych, w niektórych stanach nawet jawnie (a nie ukrytą w kieszeni).
Konserwatyści twierdzą, że przyczyną epidemii masakr nie jest dostępność broni – chociaż Ameryka niechlubnie przoduje tu w gronie krajów wysoko rozwiniętych – tylko inne czynniki, takie jak wzrost chorób psychicznych, narkomanii, patologia rodzin, zbyt luźne kontrole w szkołach, kościołach i innych instytucjach, gdzie było najwięcej zabójstw, oraz niedostateczna prewencja. Argumentują, że „zabija nie broń, tylko ludzie”, a zwolennicy jeszcze swobodniejszego dostępu do niej mawiają, że „najlepszym remedium na złego faceta ze spluwą jest dobry facet ze spluwą”. Przypominają, że miliony prywatnych posiadaczy broni (ponad połowa populacji USA) to przestrzegający prawa przyzwoici obywatele, którzy używają jej do polowań i potrzebują do samoobrony.
Większość tego rodzaju argumentów łatwo obalić. Badania wskazują np., że tylko 5–6 proc. sprawców masowych morderstw to osoby, których psychiczne odchylenia można było zdiagnozować. Eksperci policyjni zwracają uwagę, że broń w rękach amatorów, nawet po krótkim, niewystarczającym przeszkoleniu, w sytuacji podobnej do strzelanin w Teksasie czy Buffalo może stać się przyczyną jeszcze większej tragedii – zwielokrotnienia liczby ofiar.
Do samoobrony nie potrzeba zwykle szybkostrzelnych karabinów półautomatycznych AR-15, jakich użyli sprawcy zabójstw w Buffalo, Uvalde i Ames. Kupili oni tę broń bez trudu, a dwaj z nich to 18-latkowie. W USA alkohol można kupić dopiero po skończeniu 21 lat, ale maszynki do zabijania – po 18.
Czytaj też: Ameryka jest smutna i ma broń pod ręką
Amerykańskie gun lobby trzyma się mocno
Demagogiczne argumenty przeciwników ograniczonych nawet i zdroworozsądkowych restrykcji – które według sondaży popiera zdecydowana większość Amerykanów – w wypadku polityków są zasłoną dymną skrywającą ich prywatne interesy. Członków Kongresu sponsoruje potężne gun lobby, zorganizowane głównie w Krajowym Stowarzyszeniu Strzeleckim (ang. National Rifle Association, NRA), liczącym już ponad 150 lat, założonym przez weteranów wojny secesyjnej, aby „promować i zachęcać do strzelania na naukowej podstawie”. NRA zrzesza ok. 5 mln producentów, handlarzy i posiadaczy broni palnej. Dysponuje budżetem ok. 250 mln dol., większym niż budżety wszystkich razem organizacji promujących kontrolę dostępu do broni, oraz własnym instytutem specjalizującym się w lobbingu. Informuje oficjalnie, że wydaje na donacje dla członków Kongresu tylko ułamek swego budżetu – ok. 3 mln dol. – ale w rzeczywistości znacznie więcej i sobie tylko znanymi kanałami. Dla polityków na Kapitolu datki z NRA są jednym z największych źródeł dochodów na ich kampanie. Przyjmują je głównie republikanie.
Ale NRA to niejedyna organizacja miłośników i promotorów broni. Od 1976 r. ma konkurenta w postaci Gun Owners of America, zrzeszenia właścicieli broni liczącego ok. 2 mln członków, które twierdzi, że NRA jest... zbyt kompromisowe i zanadto ustępuje presji zwolenników restrykcji! Trudno oczywiście mówić o ustępstwach, bo rywalizując z GOA, Stowarzyszenie Strzeleckie musi się z nim licytować na radykalność. W ostatnich latach NRA popadła w pewne kłopoty – jej szef Wayne LaPierre został oskarżony o korupcję, a organizacja zaczęła mieć problemy finansowe. Nie ma to jednak na razie wpływu na jej siłę przebicia w świecie polityki. Amerykańskie gun lobby trzyma się mocno.
Czytaj też: Wojna o broń w USA